ARCHIWUM Magazynu B&B - zakończył działalność w 2018

Bigos z orła białego?

Żyjąc wspomnieniem trzytygodniowego pobytu u Madziarów (32 lata temu) postanowiłem sprawdzić, co ma o nich do powiedzenia autor, którego znałem dotąd tylko z „Dużego Formatu”. Bardzo więc ciekaw byłem, jak jego pisanie odbiorę w formacie jeszcze większym. I o rozczarowaniu mowy nie ma, choć – jak dla mnie – ta książka jest zdecydowanie za krótka. Po przeczytaniu ostatniej strony mam jeszcze więcej pytań, niż zanim pierwszy raz zerknąłem na okładkę. Ale to nie jest najmniejsza nawet wada – w końcu Varga nie napisał encyklopedii, a niezwykle subiektywną „recenzję” Węgier i Węgrów. Chwilami sentymentalną, chwilami (tych chwil jest dużo, dużo więcej) drapieżną. I od razu trzeba zauważyć, że nie jest to dobra lektura dla Węgry „kochających i nie starających się zrozumieć”. Im „Gulasz z turula” stanowczo odradzam. Już sam tytuł szarga świętości – turul bowiem to mityczny ptak, który Madziarów przywiódł na Nizinę Panońską. Jakże z niego gulasz przyrządzać?

Z Madziarów autor wcale nie drwi (choć często na to wygląda), co nie oznacza, że nie pastwi się nad tym, co go w nich irytuje. A i to nie zawsze trzeba brać wprost. Na przykład węgierskiej kuchni zarzuca, że jako tłusta i o nadobfitych porcjach, wpędza w melancholię. Kilka stron dalej stwierdza zaś, że jeśli zakaz popijania (w sklepie) kaszanki piwem czy palinką jest skutkiem unijnych nacisków, to będzie zaciekłym eurosceptykiem. I tak jest prawie z każdą sferą madziarskiej rzeczywistości. Irytacja miesza się z „uczuciem wręcz przeciwnem”. I przez to vargowski gulasz smakuje wyśmienicie – miast ostrą papryką, przyprawiony równie ostrym sarkazmem.

Dla wielu podana na vargowskiej tacy historia Węgier będzie ogromną niespodzianką. Dlaczego? Nadwiślańscy bratankowie bratanków naddunajskich z uśmiechem oglądają nierealną finałową scenę „C.K. Dezerterów”, gdzie tłum wojaków cieszy się z końca I wojny wywijając euforycznie narodowymi flagami. Widać barwy polskie, widać węgierskie. I jest pięknie. Ale nie dla Węgrów! Myśmy po tej wojnie odzyskali państwo, Madziarzy utracili 2/3 terytorium. Do dziś jest to dla nich powód do rozpaczy, której Varga robi wiwisekcję. Warto poczytać – polska nostalgia za Lwowem i Wilnem to bowiem nic w porównaniu z węgierską „rozpaczą terytorialną”. I jest to rozpacz czarna jak smoła, o czym u nas (poza Vargą) chyba tylko Antoni Kroh pamięta.

O nostalgii i rozpaczy autor „Gulaszu…” pisze prawie na każdej stronie i wcale nie tuli rodaków do piersi. Jego trzeźwość w krytyce madziarskiej zbiorowej psyche ciarki na plecach wywołuje. Pojawia się wszakże niepokojące pytanie…

Jeśli wierzyć (a dlaczego nie?) Tadeuszowi Olszańskiemu, że „Krzysztof jest Polakiem, a Varga Węgrem” – nie sposób pozbyć się refleksji, że nie do końca autor „Gulaszu…” pisze o naddunajskich tylko absurdach. Mierzi go bowiem tęskne wzdychanie do dawnej wielkości, choć ostatnia prawdziwa wielkość miała miejsce ponad pięćset lat temu. Brnąc dalej zauważa, iż Węgrzy zakochani są w swych tragicznych klęskach, a mniej zainteresowani triumfami. Czy te słowa kogoś nie przypominają? Przypominają, przypominają. Jeśli ktoś nie wie, dlaczego Madziarzy i my to bratankowie, dzięki lekturze „Gulaszu z turula” wiedzę tę posiądzie. Wątpię jednak, by z tego powodu upił się z radości. Nawet tokajem.

I tym bardziej gorąco tę książkę polecam. Książkę szczerą szpilą przekłuwającą nadymany przez stulecia balon węgierskich marzeń, kompleksów, nostalgii za czymś, czego się do końca nie rozumie i nawet nie zna. „Gulasz…” pomaga Madziarów zrozumieć, co wcale nie musi zaowocować końcem do nich miłości. Prędzej ochotą na to, by skoro Varga już napisał o Węgrach, to niech Krzysztof teraz napisze, hmm… „Bigos z orła białego”? Powinno się udać, i to nie tylko dlatego, że tak Madziarzy, jak i my, ze swoim ptakiem mamy problem. Do dziś nie wiadomo jakiego gatunku jest turul – sokół to (białozór?), raróg? W konfuzji tej skrzydło może bratankowi podać nasz koronowany orzeł bielik, który nie dość, że wcale nie jest biały, to jeszcze – każdy ornitolog zaświadczy – żadnym orłem nie jest, a po prostu orłanem (Haliaeetusem).

 

 

Krzysztof Varga, Gulasz z turula, Czarne 2008, str. 196

 

Jarosław Kolasiński

Business&Beauty Magazyn