ARCHIWUM Magazynu B&B - zakończył działalność w 2018

Bóg, życie, wszechświat i wszystko, czyli małżeństwo Freuda z Buddą

Ken Wilber jest równie interesujący, jak jego książki.

W 1968 roku zapisał się na studia przedmedyczne, ale rozczarował się nauką i studia porzucił. Zainteresował się literaturą Wschodu. Tao Te King Lao Tsego miało fundamentalne znaczenie dla niego, jego przemiany i zainteresowania buddyzmem. Wilber przeniósł się na inny uniwersytet, gdzie zrobił licencjat z biologii i z chemii.

W 1973 r. zakończył rękopis swojej pierwszej książki, The Spectrum of Consciousness. Poszukiwał w niej punktów wspólnych wiedzy z różnych dziedzin. Książkę odrzuciło ponad 20 wydawnictw, w końcu – po pięciu latach – ukazała się nakładem Quest Books. W 1995 r. ukazał się Sex, Ecology, Spirituality (SES) – pierwszy tom planowanej przez Wilbera Kosmos Trilogy. Chcąc przybliżyć poglądy przedstawione w SES szerszemu gronu czytelników, Wilber w 1996 r. napisał jej popularnonaukowe streszczenie w formie wywiadu-rzeki z samym sobą – Krótką historię wszystkiego.

– „Bóg, życie, wszechświat i wszystko” to mniej więcej temat tej książki (…) – pisze Wilber w „Słowie do Czytelnika”. – Mówi ona o materii, życiu, umyśle i duchu, i o ewolucyjnych nurtach, które wydają się łączyć to wszystko w jeden wzorzec. I dalej: „Możemy zacząć od zdumiewającego faktu – istnieje wspólna ewolucyjna nić, biegnąca od materii poprzez życie do umysłu. Pewne wspólne wzorce, prawa czy nawyki powtarzają się we wszystkich tych obszarach. Zacznijmy od przyjrzenia się tym niezwykłym wzorcom”.

W pewnym sensie ta całościowość i poszukiwanie jednego wzorca jest dla Wilbera charakterystyczne. W badaniach nad rozwojem człowieka i rozwojem społeczności Wilber jest zwolennikiem psychologii integralnej, która jest fuzją behawioryzmu, psychoanalizy, psychologii humanistycznej i transpersonalnej. Każdy z tych kierunków bada ludzkie doświadczenie i jest ważny, jednak ogranicza go zawężona perspektywa. Pominięcie go byłoby szkodliwe i niesłuszne, ale spoglądanie tylko z tej jego ograniczonej perspektywy także jest szkodliwe.

Krótka historia wszystkiego, chociaż napisana na potrzeby popularyzacji poglądów Wilbera, wcale nie jest łatwa w czytaniu – właśnie ze względu na swój wszystkoizm, zapowiedziany w tytule. Być może jednak trudność wynika z czegoś zupełnie innego, a mianowicie z tego, że nie jest to książka naukowa czy popularnonaukowa – trudno zastosować do niej jakieś ogólnie przyjęte standardy naukowości. Niezależnie od tego, jakiej dziedziny Wilber dotyka – filozofii, socjologii, psychologii, przyrody, czy porusza się wśród pojęć z dziedziny nauk przyrodniczych czy humanistycznych – jest interesujący i odkrywczy, jednak jego tezy nie są naukowe. Równocześnie poruszane zagadnienia są na tyle skomplikowane, a Wilber przemieszcza się od jednego do drugiego ruchem konika szachowego, tak że Krótkiej historii wszystkiego nie da się przeczytać w dwa wieczory. W sumie, w dzisiejszym świecie, nie wiadomo czy to komplement czy obelga.

W wielu punktach trudno się nie zgodzić z Wilberem. Na przykład kiedy pisze o tym, że człowiek zawsze był gatunkiem pustoszącym środowisko (co, w pewnym sensie, jest wyznacznikiem dynamiki jego ewolucji):

„Ludzie zawsze i wszędzie niszczyli środowisko, głównie z powodu zwykłej ignorancji. Nawet tak wielce szanowana kultura Majów zaginęła w znacznym stopniu z powodu wyniszczenia okolicznych lasów deszczowych. Ponieważ współcześnie mamy o wiele więcej potężnych możliwości niszczenia środowiska, nasza ignorancja jest znacznie groźniejsza. Z drugiej strony, plemienna ignorancja zazwyczaj była łagodniejsza; ale ignorancja jest ignorancją i na pewno nie ma powodu o nią rywalizować. Braku możliwości w społecznościach zbierackich nie można po prostu uznawać za obecność mądrości”.

O patriarchacie i matriarchacie:

„Jeśli przyjmiemy typowe twierdzenie – że patriarchat został narzucony kobietom przez bandę sadystycznych i żądnych władzy mężczyzn – wówczas zamykamy siebie w dwóch nieuniknionych definicjach mężczyzn i kobiet. Mianowicie, że mężczyźni to świnie, a kobiety to owieczki. Twierdzenie, że mężczyźni z rozmysłem chcieli ciemiężyć połowę ludzkości, przedstawia ich w bardzo ponurym świetle. Jeśli jednak uwzględnimy całość ich istnienia, stwierdzimy, że mężczyźni wcale nie są tak złośliwi, bez względu na to, czy powoduje nimi testosteron, czy nie.

To zupełnie niewiarygodne, lecz taka interpretacja patriarchatu prezentuje niesłychanie pochlebny obraz mężczyzn. W jej świetle mężczyźni – którzy według feministek są tak hiperniezależni, że w żadnym wypadku nie powinni być zdolni do jakiejkolwiek zgody – mimo wszystko zdołali zebrać się razem i postanowili ciemiężyć połowę rasy ludzkiej. Co jeszcze bardziej zdumiewające, udało im się to całkowicie w każdej znanej nam kulturze. (…) Zauważ, że mężczyznom nigdy nie udało się utrzymać żadnego autokratycznego rządu dłużej niż kilkaset lat; ale, według feministek, zdołali utrzymać taką przytłaczającą dominację przez pięć – niektórzy twierdzą, że przez sto tysięcy lat. Ci stuknięci faceci, jak ich nie kochać.

„Teoria narzucenia” – zgodnie z którą mężczyźni zawsze gnębili kobiety – rodzi doprawdy straszny problem, mianowicie przedstawia kobiety w przeraźliwie ponurym świetle.  Po prostu nie możesz dysponować wielką siłą i inteligencją, jeśli dajesz się gnębić. (…) „Teoria narzucenia” nie uwzględnia faktu, że na każdym etapie ludzkiej ewolucji mężczyźni i kobiety wspólnie tworzyli społeczne formy wzajemnego oddziaływania (…).

To pewne nieuniknione okoliczności sprawiły, że przez znaczną część ludzkiej historii nie można było uniknąć „patriarchalnego” porządku. Właśnie teraz dochodzimy do punktu, w którym ten porządek nie jest już nieodzowny. Dzięki temu możemy zacząć gruntownie „likwidować” patriarchat, lub z większą życzliwością równoważyć szale męskich i kobiecych systemów wartości”.

O przypadku:

„Mówiąc inaczej, to nie przypadek porusza wszechświatem. Przypadek był wybawieniem dla tradycyjnych naukowców. Przypadek był ich bogiem. Przypadek mógł wyjaśnić wszystko. Przypadek – plus nieskończony czas – mógł stworzyć wszechświat. Ale oni nie mają nieskończonego czasu i dlatego ich bóg ciężko ich zawiódł. Ten bóg jest martwy. Przypadek nie wyjaśnia rozwoju wszechświata; w rzeczywistości wszechświat wykonuje potężną pracę, by pokonać przypadek. Pęd Kosmosu do samotranscendencji pokonuje przypadek”.

Dla jednych Wilber jest geniuszem, który ożenił Freuda z Buddą. Dla innych zręcznym kompilatorem, twórcą czegoś w rodzaju parareligii z nurtu New Age. A być może jest publicystą, stojącym w przedsionku nauki. Krótka historia wszystkiego to jedna z tych książek, które trzeba osobiście przeczytać, żeby móc wygłaszać arbitralne sądy typu „warto – nie warto”.

Ken Wilber, Krótka historia wszystkiego, tłum. Henryk Smagacz ,wyd. Jacek Santorski &CO, 2007

Laura Bakalarska

Business&Beauty Magazyn