Pamiętam takie czasy, kiedy nie wypadało być niepełnosprawnym. Niepełnosprawni nie istnieli. Nazywali się wtedy inwalidami albo kalekami; jeszcze inni to byli niedorozwinięci umysłowo. Człowiek niewidomy, głuchy, po chorobie Heinego-Mediny winien był siedzieć w domu i nie psuć swoim widokiem samopoczucia zdrowym bliźnim. Niepełnosprawność była czymś wstydliwym.
Niezbyt też dobrze było być młodym. Młodość nie miała żadnych praw. Nie istniała moda młodzieżowa, literatura młodzieżowa ani muzyka. To znaczy istniała, ale jakoś tak podziemnie i chałupniczo.
Za to nieźle było być starym albo dojrzałym. Wiek dojrzały był przepustką do wszystkiego – od miejsca w autobusie po przywileje bardziej wyrafinowane.
Obecnie można być niepełnosprawnym oraz można być młodym, za to nie wypada być starym. Przemysł odzieżowy nastawiony jest na ludzi w wieku 0-40. Potem pozostaje tylko moherowy beret, pokutny worek i ortopedyczny obuw, albo – o ile człowiek ma nerwy jak postronki – cierpliwe tolerowanie obsługantek, które powiadają: „Może coś pani doradzić/pomóc?” (tonem: co ty tutaj robisz, to nie sklep dla ciebie). Powyżej 50 należy się wstydzić wieku i zniknąć społeczeństwu z oczu.
Nie jest to typowo polska specyfika. Dość się naoglądałam programu „Jak się nie ubierać” Trinny i Susannah. Każdy odcinek to kolejny kocmołuch doprowadzony do porządku, a przecież nie pochodziły z importu z Polski. Najczulej wspominam odcinek, w którym zgromadzono chyba ze dwieście emerytek brytyjskich. Wszystkie narzekały, że w sklepach nic dla nich nie ma i że są traktowane przez ekspedientów jak intruzki. I te dwieście rozsierdzonych emerytek poszło szturmem na galerię handlową. Zaprawdę, powiadam wam, siła w tych kobietach była większa niż w grupie kiboli (w pozytywnym sensie, objaśniam, żeby mi nie było).
Bardzo lubię bloga „Advanced Style” Ariego Setha Cohena. Cohen jest nowojorskim fotografem, hobbystycznie na ulicach Nowego Jorku wyszukuje ubrane z klasą i rozmachem dojrzałe osoby – głównie kobiety. Ari był mocno związany ze swoją babcią, która miała wielki wpływ na jego poczucie estetyki. Osoby złapane jego obiektywem mają styl i klasę, są pewne siebie i widać, że już nic nie muszą. Podobno Cohen zaprzyjaźnił się z wieloma swoimi modelkami i w kilka lat po śmierci babci w ten sposób zapełnił pustkę po niej. Czytałam, że Marc Jacobs zainspirowany działaniami Cohena zaprojektował kolekcję jesień/zima 2012. Nie wiem, dla kogo ma być ta kolekcja, gdyby rzeczywiście dla ludzi dojrzałych, byłby to ewenement na skalę światową.
Moda jest tym, co widać najwyraźniej (a w przypadku 50+, czego właściwie nie widać). Ale nie tylko o nią chodzi. Chodzi w ogóle o stosunek społeczeństwa do ludzi starych. Na przykład nagminne zwracanie się per „babciu” i „dziadku” do ludzi starszych. Publicznie oświadczam, że jeśli ktokolwiek kiedykolwiek, kto nie będzie moim wnukiem/wnuczką, zwróci się do mnie „babciu”, obejrzy własne flaki z bardzo bliska.
Jestem przekonana, że ten lekceważący i spychający na margines ludzi starszych sposób traktowania, to przypadłość społeczeństw rozwiniętych. W kulturach tradycyjnych każdy zasługiwał na szacunek z innego powodu – młodzi z tytułu odwagi, starzy – doświadczenia. Każdy wnosił coś do wspólnej puli. Jedni szaleństwo młodości, inni zachowawczość dojrzałości. Obie te wartości są cenne i się uzupełniają.
Myślę też, że traktowanie dojrzałych ludzi per nogam jest związane z pauperyzacją, z tym, że to nie klasa wyższa nadaje ton, tylko klasy niskie forsują swoje wątpliwe standardy. W świecie, w którym kult młodości jest dominujący, w którym konkurencja przeważa nad wspólnotą, a akcent pada na konsumpcję, tematyka egzystencjalna nie może być mile widziana.
Wiadomo – życie refleksyjne nasila lęk. Dlatego wygodniej się skupiać na tym, co płytkie, proste i prostackie. Wbrew obiegowemu powiedzeniu, myślenie jednak boli.
Laura Bakalarska