ARCHIWUM Magazynu B&B - zakończył działalność w 2018

Ćwicz, ćwicz, ćwicz. A potem improwizuj

Czasami ktoś znajomy deklaruje nam, że wolałby umrzeć, niż wystąpić publicznie. Zdaniem Scotta Berkuna, autora książki „Wyznania mówcy”, dzieje się tak, ponieważ ludzie rzadko się zastanawiają nad tym, co mówią.

Co ciekawe, żaden samobójca nie wyjaśnił w liście pożegnalnym, że rozstaje się z tym światem, bo czeka go publiczny występ. Nikt też nie umarł od słabego występu. „Pewnym wyjątkiem może być prezydent USA Wiliam Henry Harrison” – powiada Berkun – „ale ten zmarł na zapalenie płuc, którego nabawił się po wygłoszeniu najdłuższego przemówienia inauguracyjnego w historii kraju. Morał z tej historii jest bardzo prosty: należy się streszczać, bo długie przemówienie grozi śmiercią”.

Wiadomo na pewno, że od marnego przemówienia można usnąć z nudów, co opisano w Nowym Testamencie: „Pewien młodzieniec, imieniem Eutych, siedział na oknie pogrążony w głębokim śnie. Kiedy Paweł przedłużał przemówienie, zmorzony snem spadł z trzeciego piętra w dół. Podniesiono go martwego. Paweł zeszedł, przypadł do niego i wziął go w ramiona. Nie trwóżcie się – powiedział – bo on żyje” (Dzieje Apostolskie 20, 9-12).

Mark Twain, którego głównym zajęciem wcale nie było pisarstwo, tylko występowanie publiczne, mawiał: „Są dwa rodzaje mówców: nerwowi i kłamliwi”.

Co wobec tego można zrobić, żeby opanować strach i nerwy przed publiczną prezentacją? Na przykład: przyjść na miejsce wcześniej, aby nie musieć się spieszyć; sprawdzić sprzęt i nagłośnienie; pochodzić chwilę po scenie lub sali, żeby przyzwyczaić się do nowego otoczenia; usiąść na widowni, aby zorientować się, co będą widzieć słuchacze; zjeść coś, żeby nie odczuwać głodu (byle nie przed samym wystąpieniem); zamienić kilka zdań z widownią – ludzie, których znamy, na ogół rzadziej mają ochotę nas pożreć.

Wszystko więc sprowadza się do mickiewiczowskiego: „Preparacja jest warunkiem improwizacji”. Jeżeli myślisz, że ten genialny komik, którego występ widziałeś w ubiegłym tygodniu, tylko tak mimochodem rzucił żart, który rozluźnił widownię, idź na jego występ jeszcze raz. Zobaczysz, że ten chwyt został starannie przygotowany i na pewno wiele razy przećwiczony. A i tak Dale Carnegie, pionier kursów dobrego się sprzedawania, umiejętnego nawiązywania kontaktów i sprawnej komunikacji dla ludzi biznesu, był zdania, że po zakończeniu wystąpienia dobrzy mówcy zwykle zauważają, że mają cztery wersje własnego tekstu: tę, którą przygotowali, tę, którą wygłosili, tę, którą przedstawiono w prasie, i tę, którą chcieliby wygłosić, gdyby tylko wszystko poszło zgodnie z ich oczekiwaniami.

Co zrobić, żeby jak najbardziej zminimalizować stres (w końcu prezentacja publiczna to coś, co czeka prawie każdego pracownika), można się dowiedzieć z książki Scotta Berkuna „Wyznania mówcy” (wyd. Helion SA) oraz Iwony Majewskiej-Opiełki „Jak mówić, by nas słuchano” (wyd. GWP).

Niezależnie jednak od wszystkich praktycznych rad, warto zapamiętać jedną prostą prawdę. Mówienie i słuchanie to dwie strony tego samego medalu. Jeżeli wszyscy przemyślelibyśmy dokładniej to, co mówimy, i uważniej słuchali innych, świat byłby dużo lepszym miejscem.

  

Laura Bakalarska

Business&Beauty Magazyn