Rozmowa z Markiem Kłoczko, Sekretarzem Generalnym Krajowej Izby Gospodarczej.
Business&Beauty: Jak ogólnoświatowy kryzys gospodarczy odbił się na węgierskim społeczeństwie i gospodarce?
Marek Kłoczko: Węgry są w tej specyficznej sytuacji, że kryzys był tam odczuwalny już wcześniej, co spowodowane było polityką poprzednich rządów węgierskich. Społeczeństwo węgierskie jest znacznie bardziej zmęczone objawami kryzysu niż obywatele innych krajów, ponieważ trwa on tu od 10–11 lat i spowodował konieczność poważnych wyrzeczeń. Ale powodem frustracji są także liczne komplikacje osobiste, brak rozwoju, które kryzys pociąga – więc, niestety, nasi bracia Węgrzy są w sytuacji bardzo trudnej. Stąd po części wynikają radykalne recepty, jakie proponuje premier Orbán, niespotykane gdzie indziej, bo sytuacja jest niezwykle dramatyczna.
Czy po wejściu Węgier do UE wzajemne kontakty gospodarcze Polski i Węgier ożywiły się? Co się w nich zmieniło na skutek kryzysu?
Więzi pomiędzy Polską a Węgrami sięgają tysiąca lat. Mieliśmy wspólnych królów, wspólną historię, dużo jest pozytywnych emocji we wzajemnych relacjach. Natomiast po zmianie ustrojów w naszych krajach, oba państwa zwróciły się bardziej na zachód. Wymiana handlowa między Polską a Węgrami nie była zbyt wysoka. Po tym ożywieniu w kontaktach z krajami Europy Zachodniej, oba kraje mniej więcej 6-8 lat temu zaczęły wracać do pomysłów na bliższe partnerstwo gospodarcze. Kontakty gospodarcze Polski i Węgier rozwijają się, ale to nie wynika z przejściowej kwestii kryzysu lub jego braku, ale z długofalowych tendencji. I tak jak wspomniałem, mimo że kryzys na Węgrzech trwa już od 10–11 lat, a nie od trzech, to obroty handlowe rosną i kontakty rozwijają się, gdyż były one wcześniej na zbyt niskim poziomie. Jesteśmy krajami bliskimi sobie geograficznie, stąd to wypełnianie luki jest bardzo naturalne. Taką samą tendencję obserwujemy w przypadku relacji z innymi krajami naszego rejonu świata. W ostatnich latach Polska nadrabia zaległości w relacjach z krajami Europy Środkowo-Wschodniej.
Jaka jest charakterystyka Węgra jako przedsiębiorcy, na jakie szczegóły zwróciłby pan uwagę?
Węgry są krajem europejskim w pełnym tego słowa znaczeniu. Lata największego dobrobytu przypadły tam pod koniec XIX i na początku XX wieku, kiedy Węgry były częścią monarchii austro-węgierskiej i były w niej uprzywilejowane. Można więc powiedzieć, że ich obyczaje handlowe są w pełni europejskie, bo są ukształtowane pod wpływami austriackimi i niemieckimi. Cechują się rzetelnością, jasnością w rozmowach – europejskością. Myślę więc, że z tego punktu widzenia Polaków raczej nic nie zaskoczy, ponieważ mamy bardzo podobny styl myślenia. Może jest jedna rzecz, na co zwrócił mi ostatnio uwagę pewien Holender, który negocjuje i z Polakami, i z Węgrami. Węgrom trudniej przychodzi podejmowanie decyzji niż Polakom. Powiedział mi tak: „W Polsce, jeśli jest chęć z obu stron, negocjujemy, negocjujemy, tak-tak, podpisujemy dokumenty i sprawa załatwiona. A na Węgrzech zdarzyło mi się już kilka razy, że po negocjacjach nic z tego nie wychodzi”. To taka różnica, na którą zwrócił uwagę przedstawiciel trzeciego narodu. To jedno.
Przy wszelkich podobieństwach, jakie łączą Polaków i Węgrów, są jednak trzy istotne różnice. Po pierwsze, Węgry to de facto Budapeszt i reszta Węgier. Tam nawet tak się mówi: Budapeszt i prowincja. W Polsce tych dużych ośrodków jest więcej. Budapeszt jest bardziej kosmopolityczny, prowincja bardziej tradycyjna. Druga różnica – społeczeństwo węgierskie jest średnio starsze niż polskie, w związku z tym jest mniej dynamiczne, bardziej spokojne, statyczne. Widzi i ma więcej obaw w kontaktach gospodarczych niż my. To wynika trochę z charakteru, ale i z wieku: na ogół ludzie starsi są ostrożniejsi, a młodsi „zamykają oczy” i prą do przodu.
Trzecia różnica – Węgrzy mają dwa poważne problemy strukturalne, których nie ma Polska. Jeden to problem długotrwałego finansowego kryzysu, który Węgrów wymęczył i powoduje różnego rodzaju frustracje. Drugi, to bardzo duża mniejszość romska. Blisko 10 procent społeczeństwa węgierskiego się nie integruje (dla porównania: to tak, jakby istniała czteromilionowa nieintegrująca się mniejszość w Polsce). Kiedy jedzie się na Węgry, w góry na północy Węgier, w pobliże granicy ze Słowacją, spotka się tam całe wsie, które robią swoim wyglądem nienajlepsze wrażenie. Ale to nie przekłada się na całość Węgier. My jesteśmy narodem bardziej jednolitym, nie znamy takich problemów.
Czy istnieje w Polsce mniejszość węgierska?
W Polsce żyje sporo Węgrów, na ogół są to Węgrzy, których obecność wynika z mieszanych małżeństw. W przeszłości sporo Węgrów studiowało w Polsce, był ożywiony ruch turystyczny między Polską i Węgrami. Także na Węgrzech jest spora grupa Polonii, częściowo dlatego, że w czasie II wojny światowej Węgry udzieliły schronienia wielu Polakom, były przecież polskie szkoły nad Balatonem i w innych miejscach, część osób została po wojnie na Węgrzech, zawarła małżeństwa. Są to więc na pewno dosyć liczące się kolonie, ale liczące w takim rozumieniu, że w ogóle są – to tysiące osób, ale nie setki tysięcy.
Czy warto, pana zdaniem, zakładać na Węgrzech firmę?
Na pewno rynek polski jest rynkiem większym i bardziej dynamicznym, więc jeśli jakiś Polak lub Polka nie prowadzi we własnym kraju firmy, nie ma po co zakładać jej na Węgrzech. Natomiast myślę, że powinno mieścić się w strategii bardzo wielu istniejących polskich firm, żeby być obecnym również na Węgrzech: założyć oddział, założyć firmę zależną, mieć kontakty z tym rynkiem jako takim, bo tak jak powiedziałem – jest to rynek bliski i geograficznie, i kulturowo, w związku z tym niosący małe ryzyko, a powiększający możliwości. To rynek w pełni europejski, przewidywalny, członek UE, więc istnieją liczne więzi. Myślę, że dla polskich firm, w miarę jak dojrzewają, stają się silniejsze kapitałowo, naturalnym terenem ekspansji powinna być Europa Środkowa. Ale ponieważ jest to rynek mniejszy, konkurencja tam jest silniejsza. W Polsce jeszcze nie ma aż tak silnej konkurencji, jak na Węgrzech. Warto opracować taką strategię rozwoju firmy, by być nie tylko w Polsce, ale i na Słowacji, na Ukrainie, Łotwie, itd.
A w jakim języku promować się i kontaktować za pomocą strony firmy w internecie?
Węgrzy, oprócz pięknego języka ojczystego, władają powszechnie językiem angielskim. Wysoka, znacznie wyższa niż Polsce, jest również znajomość języka niemieckiego, więc myślę, że gdyby chcieć zakładać np. stronę internetową firmy na rynek węgierski, powinna ona być w języku angielskim i niemieckim.
Rozmawiała Aleksandra Bartelska