Sondaż CBOS-u stwierdził, że bardziej niż inne nacje lubimy Czechów. Dziwne, szczerze mówiąc − tak bardzo lubimy siebie (siebie, bo przecież nie innych rodaków), że sympatia do nacji tak od naszej odmiennej musi zastanawiać. A może lubimy Czechów właśnie dlatego, że są tak bardzo od nas różni i czechofilstwo to lek na dolegliwość bycia Polakiem?
Lubimy ich. Ale czy znamy? Jeśli tak, to w dużej mierze dzięki Mariuszowi Szczygłowi. Po doskonałym Gottlandzie, wielekroć nagrodzonym, reporter „zrobił nam raj”. Gottland, niczym pilzner, rozweselał, ale smakował gorzko. Opowiadał głównie o tym, co Czesi mają już za sobą, co minęło, choć wcale nie tak dawno było codziennością. Zrób sobie raj, choć o przeszłości nie zapomina, koncentruje się na współczesności. To intrygująca książka o tym, jak Czesi radzą sobie dziś. Tam i teraz.
„Jak się państwu żyje bez Boga?” – pyta M. Szczygieł i okazuje się, że państwu żyje się całkiem nieźle, co zapewne dla wielu z nas stanowi sporą niespodziankę. Okazuje się, że można żyć normalnie bez klękania, nie znając modlitw, nudząc się słuchawszy papieża, czy będąc współczesnym husytą witać go „rewindykacyjnym” transparentem. Można też nie umieć się przeżegnać, a księży importować od (niezawodnego pod tym względem) sąsiada z północy. Szczygieł rozmawia ze znajomymi, z bardziej lub mniej przygodnie napotkanymi ludźmi, wśród których są ateiści, agnostycy, katolicy, czeski teolog, polski ksiądz. Odpowiedzi więcej niż pytań, jednoznacznych i kategorycznych ocen − błogi niedostatek.
Skoro bracia Czesi udowadniają, że nie samym Bogiem człowiek żyje, siłą rzeczy jest w Raju… sporo o czeskiej kulturze, która jest po prostu fascynująca (nie tylko jak na nieliczny naród), przebogata, o wielkich tradycjach i – uwaga − stanowi nie od dziś coś w rodzaju leku antydepresyjnego. Co na to polski czytelnik, wychowany pośród zgliszcz i cmentarzy, w kraju, w którym coś, co śmieszy, automatycznie lokowane jest na niższej półce? Jeśli wiecznie żywych blizn ma po dziurki w nosie, to z każdą przeczytaną kartką Raju… czuje się, jakby mu tlen podawano. Ostro oburzaliśmy się na Entropę Černego, a tu dowiadujemy się, że artysta w samym sercu Pragi umieścił dzieło sterowane komórką. Wystarczy wysłać SMS, by nagi młodzieniec zaczął „sikać” do kałuży – miniatury Czech. I państwo na to pozwala? I jeszcze przez to nie upadło? Skandal? Bezczeszczenie? A może przykład zdrowego dystansu do kraju, w którym się żyje nie na kolanach i nie w kaftanie moralnego szantażu narodowymi trupami?
Zakochany w Czechach Mariusz Szczygieł, podobnie jak w poprzedniej książce wcale im nie kadzi, nie obcałowuje ich każdym skreślonym zdaniem. Jego nieskrywana sympatia ani ślepa nie jest, ani powierzchowna. Tym bardziej jest wartościowa, gdyż oparta na wiedzy, zrozumieniu. Co szczególnie warte podkreślenia, Szczygłowi po raz kolejny udało się sportretować Czechów z humorem, choć miejscami bardzo, ale to bardzo gorzko. Bardziej chyba niż w Gottlandzie. Jaki smak będzie miała książka trzecia? Byle szybko wyszła. Wtedy, jeśli spyta nas jakiś Czech: „Jak się państwu żyło bez Szczygła?”, damy jedyną sensowną odpowiedź: „A kto to jeszcze pamięta, panie kolego”.
Mariusz Szczygieł, Zrób sobie raj, Wyd. Czarne 2010, str. 292
Jarosław Kolasiński