Czternastoletni Cygan Ricsi Lakatos kocha się w swojej koleżance z klasy, Julice Csorbie. I zupełnie jak w „Romeo i Julii”, ich ojcowie (jeden to lokalny alfons, drugi właściciel podłej knajpy) nie są zachwyceni, a nawet przechodzą do rękoczynów oraz miotania grubymi słowami, kiedy słyszą o ewentualnym połączeniu się swojego potomka z wrogim klanem. Młodzi planują podstęp, bo skoro pieniądze są lekarstwem na wszystko, to dlaczego by nie zostać bogaczami i w ten sposób zamknąć usta skłóconym rodzinom. Przenoszą się więc w odległą przeszłość, w zamian za podróbkę Roleksa kupują od pierwotnych Węgrów dinozaury, detonują otrzymaną od Bin Ladena bombę atomową, a po powrocie do współczesności wykopują spod placu zabaw w swojej dzielnicy ropę naftową, powodując wprawdzie ogólnoświatowy kryzys, ale i uzyskując błogosławieństwo.
Bezgranicznie zachwyciła mnie warstwa graficzna – niczym połączenie naiwnej, dziecięcej kreski Nikifora z kolorowymi plamami Moneta. Autorzy nagrali sekwencje z plenerami i twarzami aktorów, dorysowując ich ciała i elementy scenografii. Nieco mniej podobała mi się sama akcja, przypominająca absurdalne scenki rodem z South Parku, pełne przekleństw, wulgaryzmów i świadomego naruszania wszelkich tabu.
„Dzielnica”
Reż. Áron Gauder, prod. Węgry 2004, dystrybutor Propaganda
***
Kierownictwo budapeszteńskiego metra jest zachwycone faktem powstania tego filmu, bo bardzo lubi mistyczne historie o walce dobra ze złem, ale jednocześnie pragnie Państwa zapewnić, że opisane wydarzenia nie są prawdziwe.
Bulcsú – bohater filmu – znajduje w budapeszteńskim metrze poczucie bezpieczeństwa. Uciekł od wyścigu szczurów w świecie „na górze”, gdzie musiał być najlepszy, zdobywać dyplomy, brać udział w konkursach i pracować nad sobą. Bycie kontrolerem jest łatwe, koledzy z zespołu to przyjaciele, z innymi można się pokłócić, a czasem pobić, za to pasażerowie bez biletów to wrogowie. Metro ma mnóstwo bezpiecznych korytarzy, w których można się przespać i nawet nie trzeba wychodzić na powierzchnię, bo i tu można spotkać uroczą dziewczynę w kostiumie niedźwiedzia. Tyle, że co jakiś czas tajemniczy zbrodniarz wpycha ludzi pod pociąg, a Bulcsú przypadkiem trafia na jego ślad.
Bogata galeria postaci drugoplanowych: chłopak zapadający na narkolepsję, kiedy się zdenerwuje; wiecznie niedomyci, poobijani, niespecjalnie rokujący kontrolerzy, z których chyba każdy kwalifikuje się do opieki psychiatrycznej; pijany maszynista, który zatrzymuje się za stacją, japońscy turyści, elokwentny alfons z prostytutkami czy jąkający się pasażer świetnie wpasowują się w mroczne, niepokojące korytarze metra, w kilkudziesięciometrowe ruchome schody, mrugające neony i szum nadjeżdżającego pociągu. Chyba na równi z aktorami w filmie gra muzyka – elektryczna, zostająca gdzieś z tyłu głowy, dodatkowo podkreślająca bajkową nierealność pokazywanego świata, gdzie zatarła się granica między tym, co prozaiczne i realne, mistyczne i niejednoznaczne.
„Kontrolerzy”
Reż. Nimród Antal, prod. Węgry 2003, dystrybutor Kino Świat
Małgorzata Krzyżaniak