ARCHIWUM Magazynu B&B - zakończył działalność w 2018

Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana

Chciwość i strach to dwie emocje, które od zawsze wpływają na decyzje inwestycyjne. To ciągła gra między pragnieniem uzyskania jak najwyższego zysku z kapitału, a obawą utraty pieniędzy. Zazwyczaj im wyższy potencjał zwrotu cechuje daną inwestycję, z tym większym ryzykiem trzeba się liczyć. Inwestowanie w żadnej formie nie jest wolne od ryzyka, są jednak sposoby, aby zagrożenie minimalizować.

Mam za sobą wiele lat inwestowania na różnych polach i uważam, że w końcu znalazłem model biznesowy, który pozwala uzyskiwać ponadprzeciętne stopy zwrotu, a przy tym ryzyko porażki jest mocno ograniczone. Nasza grupa do działalności nie potrzebuje fabryk, pracowników, surowców, energii – ponieważ oferujemy pieniądze. Udzielamy pożyczek podmiotom w potrzebie, nie mogącym liczyć na banki. Kluczem jest odpowiednie zabezpieczenie pożyczki – to najczęściej nieruchomości lub akcje i udziały. Ryzykujemy tyle, że nie odzyskamy od razu gotówki – ale w przypadku niewypłacalności pożyczkobiorcy do naszego portfela mogą trafić aktywa, które łatwo na gotówkę zamienić. Jak dotąd nie było żadnego przykrego przypadku, inkasujemy zyski.

Potencjał do prowadzenia tego biznesu zbudowaliśmy dzięki giełdzie. Warszawski parkiet to niestety miejsce, na którym gości zbyt mało inwestorów. Przy obecnym poziomie stóp procentowych aż prosi się o przesunięcie środków z lokat bankowych tam, gdzie będą one pracować efektywniej. Giełda to idealne miejsce, umożliwiające osiąganie wysokiego zwrotu w relatywnie krótkim czasie – ale ma to oczywiście swoją cenę. Każdy sam musi sobie odpowiedzieć na pytanie o akceptowalny poziom ryzyka. Inwestor ma do wyboru cały wachlarz możliwości.

Ryzyko giełdowe można minimalizować na różne sposoby. Początkujący mogą kupić jednostki funduszy. Osobiście nie jestem tego zwolennikiem, uważam że inwestycji powinno się dokonywać na własny rachunek i ponosić za to odpowiedzialność – oczywiście wymaga to nabrania doświadczenia.

Ciekawą alternatywą są obligacje korporacyjne, notowane na Catalyst. Do wyboru są papiery dużych koncernów – stosunkowo bezpieczne, ale oferujące umiarkowane zyski. Można też znaleźć obligacje o oprocentowaniu bardzo atrakcyjnym w porównaniu ze średnią rynkową, ale tu ryzyko rośnie. Były już na giełdzie przypadki opóźnień w regulowaniu odsetek czy wykupu papierów. Równie bacznie, co na oprocentowanie, należy więc zwracać uwagę na jakość i skuteczność zabezpieczeń.

Jeśli chodzi o akcje, wybór jest szeroki – począwszy od akcji dużych, płynnych, dywidendowych spółek aż po coś dla agresywniejszych osób – papiery firm małych, niekiedy w tarapatach, ale z potencjałem odbicia, czy akcje firm „groszowych”, których wartość potrafi wzrosnąć błyskawicznie o kilkanaście czy kilkadziesiąt procent.

Trzeba pamiętać – najważniejszym narzędziem inwestycyjnym jest rozum. Słynny amerykański miliarder Warren Buffet mawia, że nie kupuje akcji firm, których funkcjonowania nie rozumie. Do tego Buffet nie kieruje się modą, dlatego nie uległ ogólnoświatowej histerii i nie kupił akcji Facebooka. Należy też pamiętać o dywersyfikacji portfela – nie stawiać wszystkiego na jedną firmę czy nawet branżę. Poza tym warto czytać raporty i sprawozdania finansowe spółek, rekomendacje analityków – ale nie bezkrytycznie, a także śledzić artykuły w prasie.

Mariusz Patrowicz

 

 

Business&Beauty Magazyn