ARCHIWUM Magazynu B&B - zakończył działalność w 2018

Norweska Królowa Śniegu

„Marit!” – na ten okrzyk z kilkunastoosobowej grupy narciarek odwraca się niewysoka, czarnowłosa zwyciężczyni, podchodzi z uśmiechem i mrużąc jedno oko, mówi nieśmiało: „chyba było dobrze…”

Norweżka Marit Bjørgen jest sympatyczna, miła i spokojna, lecz tylko w życiu prywatnym. Największa obecnie gwiazda norweskiego sportu zaraz po starcie, w każdym biegu, zmienia się w złowrogą Królową Śniegu z bajki Hansa Christiana Andersena, wykańczając po kolei swoje konkurentki. Będzie największą rywalką Justyny Kowalczyk w walce o medale Mistrzostw Świata w Narciarstwie Klasycznym, które odbędą się na przełomie lutego i marca w Oslo. Emocje szykują się tak wielkie, jak przed rokiem, kiedy obie biegaczki rywalizowały podczas zimowych igrzysk olimpijskich w Vancouver i zamierała cała Polska i cała Norwegia. Norweżka przywiozła z Kanady pięć medali, Polka trzy i obie stały się w swoich krajach celebrytkami i najwyżej opłacanymi obiektami reklamowymi.

Wzloty i upadki

30-letnia dzisiaj Norweżka rozpoczęła treningi w wieku 9 lat. Do 15 roku życia nie przegrała ani jednych zawodów. Zabłysnęła w 2005 roku podczas mistrzostw świata w Oberstdorfie, zdobywając aż pięć medali (z czego trzy złote), i została po raz pierwszy okrzyknięta „królową nart”. Przed olimpiadą w Turynie, w rok później, oczekiwania mediów i publiczności były tak ogromne, że biegaczka spaliła się psychicznie i jej start zakończył się „tylko” jednym srebrnym medalem. Następne MŚ w Sapporo w 2007 skończyły się fiaskiem; podobnie w 2009 roku w Libercu, gdzie się wycofała. Po powrocie do Norwegii biegaczka wpadła w tak ciężką depresję, że ogłoszono jej koniec kariery.

– Moja wiara w siebie i samoocena spadły tak nisko, że znalazłam się na psychicznym dnie, niczym alkoholik, który już nie ma żadnej motywacji do życia. Dopiero ponad rok regularnych sesji z psychologiem przywrócił mi radość z uprawiania sportu – powiedziała Bjørgen w szokującym wywiadzie w norweskiej telewizji zaraz po powrocie z Vancouver.

W 2010 roku, poza sukcesami na olimpiadzie, wygrała zawody Pucharu Świata aż 10 razy pod rząd, biegając lekko, pozornie bez wysiłku i w dodatku prawie zawsze z uśmiechem. W Tour de Ski, który w styczniu wygrała Justyna Kowalczyk, Norweżka jednak nie wystąpiła.

Jestem tygrysicą

– Na moim stoliku nocnym mam ustawione duże zdjęcie ryczącego tygrysa. Zasypiam koncentrując się na jego dzikich oczach i zębach, a po obudzeniu jest to mój pierwszy widok dnia. Jeszcze leżąc w łóżku naśladuję ryk tego zwierzęcia i po godzinie wychodzę z domu już jako tygrysica, z chęcią walki o wszystko. W sporcie wyczynowym chodzi przecież o to samo, co w życiu zwierząt. Zjeść albo być zjedzonym. Uświadomił mi to psycholog, a ja, jak widać, uwierzyłam i teraz zjadam moje konkurentki. Takie mam podejście do każdej rywalizacji i starty bez takiej motywacji nie mają w ogóle sensu – opisuje Bjørgen swoje psychiczne przygotowania do każdego dnia.

Prywatnie biegaczka jest, jak sama o sobie mówi, „zwykłą dziewczyną z sąsiedztwa”.

– Lubię potańczyć na dyskotece, spotkać się ze znajomymi w pubie na piwie i chodzić na koncerty. Z drinków najbardziej lubię tequilę. Mam kilka tatuaży i miałam również kilka kolczyków w brwiach. Zdjęłam je jednak po tym, jak moi fani prosili mnie o to w listach, sugerując że ograniczają moją szybkość.

Marit Bjoergen

Bjørgen wychowała się w małej wiosce Rognes w prowincji Trøndelag, której głównym miastem jest Trondheim, była stolica Norwegii w latach 1030 – 1217, nazywana przed laty Nidaros. Na tych terenach czarne włosy nie są niczym dziwnym i świadczą o szlacheckiej krwi, ponieważ dawna arystokracja i królewskie rody Wikingów charakteryzowały się właśnie tym kolorem włosów.

– W Oslo i za granicą jestem wielką celebrytką i muszę uciekać przed łowcami autografów. Kiedy jestem w domu, nikt mnie nie pyta o medale, ponieważ dla tutejszych ludzi, którzy szanują prywatność, jestem tylko zwykłą Marit – podkreśla biegaczka.

Naród narciarzy

O Norwegach mówi się, że rodzą się z nartami na nogach. Faktem jednak jest, że z powodu małego zaludnienia, dużych odległości oraz długich zim Norwegowie już od dziecka są zmuszeni do biegania na nartach. Najstarsze obrazki w norweskich jaskiniach, przedstawiające wojowników na nartach, liczą ponad 5 tysięcy lat. Na nartach jeździli Wikingowie, a gwardia przyboczna królów w XII wieku nazywała się Birkebeinere, czyli „ludzie z brzozami na nogach”.

– Od setek lat narty i technika wiele się nie zmieniły i jest to w dalszym ciągu najtańszy sprzęt sportowy. W najstarszych wspomnieniach zawsze biegałam na nartach, tak jak cała moja rodzina. Biegałam na nich do szkoły po kilkanaście kilometrów dziennie, tak jak wszystkie moje koleżanki i koledzy. Teraz mieszkam w Oslo, lecz i tu często po zakupy wybieram się z plecakiem i na biegówkach, które jak inni klienci zostawiam przed sklepem – mówi biegaczka.

Pieniądze

Podczas kiedy dla Justyny Kowalczyk sezon 2009/2010 był rekordowy finansowo, z premiami za medale olimpijskie w wysokości 700 tysięcy złotych, Bjørgen za swoje pięć medali w Vancouver nie otrzymała ani jednej korony, ponieważ Norweski Komitet Olimpijski z zasady nie przydziela takich gratyfikacji. Według zeznań podatkowych, które w Norwegii są przez urząd skarbowy upubliczniane, Norweżka zarobiła w 2009 roku zaledwie (w przeliczeniu na polską walutę) 100 tysięcy złotych.

– Nie dajemy bonusów finansowych, ponieważ nasi sportowcy to zawodowcy, którzy po zdobyciu medali podpisują lukratywne kontrakty sponsorskie i reklamowe. My pokrywamy koszty treningów, zgrupowań i wyjazdów oraz pensje trenerów i w ten sposób wszyscy są zadowoleni – tłumaczy szef reprezentacji Norwegii Jarle Aambø.

Jako „kieszonkowe” Bjørgen otrzymuje obecnie od norweskiej federacji narciarskiej NSF 250 tysięcy złotych rocznie w formie stypendium sportowego. Prywatnie podpisała czteroletni kontrakt sponsorski z norweskim stowarzyszeniem eksporterów ryb EFF.

Ryby to moja specjalność

Kontrakt jest gigantyczny i obejmuje również przygotowywanie recept na dania rybne i napisanie książki kucharskiej.

– W dzieciństwie nie lubiłam ryb, ponieważ były serwowane codziennie. Teraz je uwielbiam i od półtora roku są głównym składnikiem mojej diety. Jadam też befsztyki z wieloryba i codziennie piję tran i po kilkunastu miesiącach zauważyłam, jaki ta dieta ma wpływ na mój organizm. W ogóle nie choruję i mam o wiele więcej sił, niż kiedy odżywiałam się mięsem – opowiadała Bjørgen, zanim jeszcze została „rybnym ambasadorem”.

Ostatnio w norweskiej telewizji i kolorowych magazynach prezentuje swoje nowe potrawy.

– Łosoś, dorsz i makrela to są ryby szlachetne i tylko wyobraźnia ogranicza sposób ich serwowania. Moją specjalnością jest ostre taco dorszowo-fasolowe, spaghetti z łososiem, risotto z dorszem lub halibutem oraz nasza tradycyjna zupa bacalao gotowana na bazie suszonego na słońcu na Wyspach Lofockich dorsza. Oczywiście, bardzo lubię też sushi i łososiowego hamburgera, a najbardziej naszą norweską specjalność – tzw. ciastka rybne, czyli kotlety mielone z dorsza i mąki ziemniaczanej – opisuje.

Chcę być mamą

– Mam 30 lat, lecz cóż to za wiek. Zamierzam startować jeszcze przynajmniej cztery lata, do zimowej olimpiady w Soczi, lecz kto wie, może jeszcze dłużej. Może wydarzyć mi się przerwa, ponieważ bardzo chciałabym zostać mamą – powiedziała biegaczka B&B.

Jej partnerem życiowym jest dwukrotny mistrz olimpijski w kombinacji norweskiej, Fred Børre Lundberg.

– Fredowi bardzo się podoba perspektywa ojcostwa, bardzo się ucieszył z moich planów i obiecał mi, że po urodzeniu to on zajmie się dzieckiem, abym miała czas na dalsze starty. Wiele sportsmenek po urodzeniu dziecka wracało do sportu i odnosiło sukcesy, dlatego nie widzę nic, co mogłoby mi w tym przeszkodzić.

Na razie biegaczka szykuje się do mistrzostw świata w Oslo.

– Dla każdego norweskiego sportowca Mistrzostwa Świata u siebie w domu to wielki cel, ponieważ zdarza się tylko raz w karierze. Ostatnie MŚ w Norwegii odbyły się w 1997 roku w Trondheim, a w Oslo w 1983 roku. Dlatego zrezygnowałam z Tour de Ski, który wygrała Justyna i z tego powodu też nie mam szans na zwycięstwo w punktacji generalnej Pucharu Świata. Kryształową Kulę zdobędzie Justyna, lecz to ja będę nadawać ton w Oslo i moje konkurentki będą świadkami wybuchu. Jestem w nadzwyczajnej formie fizycznej, a w tak dobrej psychicznej dyspozycji jeszcze nigdy w swojej karierze nie byłam.

– Marit jeszcze nigdy nie była tak pewna i konsekwentna w tym, co robi. Wreszcie, po wielu latach startów, uwierzyła w siebie – powiedział trener biegaczki, Egil Kristiansen.

Idąc za ciosem, Bjørgen zabiera się do pisania książki. Już teraz, zanim jeszcze została napisana, nazywana jest bestsellerem, a jeżeli narciarka stanie się królową mistrzostw świata w Oslo pewne jest, że pobije wszystkie norweskie rekordy wydawnicze.

Biegaczka przyznaje: – Nie umiem pisać książek, ale otrzymam pomoc zawodowego pisarza, więc na pewno się uda. Tytuł roboczy jest prosty, po prostu „Marit”.

Zbigniew Kuczyński

Autor jest dziennikarzem norweskiego dziennika „Verdens Gang”

Business&Beauty Magazyn