Gdyby nas zapytano, od kiedy właściwie znana jest książka elektroniczna, co byśmy odpowiedzieli? Większość z nas prawdopodobnie oceniłaby jej wiek na jakieś 10-12 lat. W zasadzie niby słusznie, bo to w 1998 roku miała miejsce premiera pierwszych czytników do e-książek, a także powstała pierwsza e-księgarnia, z której można było pobrać kupioną książkę. A jednak e-książka jest znacznie starsza i w tym roku skończy czterdziestkę. W 1971 roku Michael S. Hart uruchomił Project Gutenberg, którego celem była digitalizacja książek, do których wygasły już prawa autorskie. Tekst Deklaracji Niepodległości Stanów Zjednoczonych uznawany jest za pierwszą światową książkę elektroniczną.
Tymczasem Legimi, jako pierwsza e-księgarnia w Polsce, wprowadza możliwość „czytania w chmurze”. Aplikacja Legimi zapamiętuje, na której stronie zakończyliśmy czytanie na e-czytniku i kiedy powracamy do danej książki albo bloga w telefonie lub komputerze – otwiera czytany tekst na tej samej stronie. Znosi więc podstawową barierę techniczną, jaką wloką za sobą e-booki: kłopot z przenoszeniem tekstu z jednego urządzenia do drugiego. A z badań wynika, że 90 proc. czytelników e-booków na świecie posiada przynajmniej dwa urządzenia mobilne, które wykorzystują na zmianę do czytania. Dzięki chmurze Legimi użytkownik będzie miał takie wrażenie, jakby cały czas korzystał z tego samego egzemplarza publikacji. Wynalazek równocześnie zmniejsza ryzyko piractwa wydawnictw elektronicznych.
W tej chwili w chmurze Legimi znajduje się kilkaset polskojęzycznych tytułów pochodzących od blisko 50 wydawnictw, takich jak W.A.B., Zysk i S-ka, Znak, Czarna Owca, Fronda, Oficyna Wydawnicza Impuls, Buchmann, Marginesy, FOX Publishing, Vis-a-Vis/Etiuda. Chmura oferuje także publikacje darmowe: ponad 400 lektur szkolnych oraz prawie 3000 tytułów z domeny publicznej w sześciu językach, a także prenumeratę czasopism i popularnych, wyselekcjonowanych i nagradzanych blogów, z których posty dostarczane są automatycznie na urządzenia czytelników.
Czytniki, jak zresztą wszystko, ma plusy dodatnie i plusy ujemne.
Najczęściej wymienianą zaletą czytników jest to, że wykorzystywana jest w nich technologia papieru elektronicznego (e-papieru). Ponieważ urządzenia te nie promieniują własnym światłem, podczas ich używania wzrok się nie męczy tak, jak przy oglądaniu tradycyjnych ekranów LCD.
To prawda, ale warto wiedzieć, że w czytnikach kontrast tekstu jest niski, bo zamiast czerni i bieli wyświetlane są ciemnoszare litery na jasnoszarym tle. To powoduje, że do wygodnego czytania pożądane jest znacznie lepsze światło niż do czytania tradycyjnych książek. E-papier, bezkonkurencyjny w dobrym oświetleniu, w nieco gorszych warunkach jest bardziej męczący od tradycyjnego ekranu LCD.
Magazyn Chip w przeprowadzonych przez siebie testach wymienia również inne wady czytników. Ekran wykonany z e-papieru odświeża pokazywany obraz przez jedną do półtorej sekundy. Mózg czytelnika rejestruje ten fakt, a sam czytelnik – przynajmniej na początku – denerwuje się. Podczas zmiany pokazywanej zawartości kulki barwnika zmieniają położenie, a ekran migoce.
Inne ograniczenia to chociażby takie, że pliki w PDF-ach na ogół nie mieszczą się na stronie, na większości czytników jakość zdjęć pozostawia wiele do życzenia oraz, jak sama nazwa wskazuje, czytniki służą do czytania, a tabelkami i zdjęciami należy napawać się na innych urządzeniach lub w postaci tradycyjnej.
Inny grzech producentów czytników – bardzo zresztą popularny – to założenie, że użytkownicy są praworęczni, w związku z czym optymalizują system przycisków z myślą o takich właśnie osobach. Za to niemal wszyscy proponują zmianę orientacji ekranu z pionowej na poziomą i odwrotnie. Jest to kwiatek przy kożuchu, bo jeśli czytnik nie obsługuje poprawnie zawijania tekstu, to i zmiana orientacji nawet na ukośną pomoże jak umarłemu kadzidło.
Większość czytników nie widzi polskich znaków diakrytycznych, oferując w ich miejsce jakieś robactwo. Wolne od tej wady są tylko pliki zapisane w formacie PDF. Niestety – format ten jest jak mało który nieprzyjazny dla urządzeń mobilnych, bo zwykle nie obsługują one długich wersów. W PDF-ach szerokość kolumny nie dopasowuje się do szerokości ekranu. Jeśli czytnik nie ma funkcji zawijania tekstu (Reflow), czytanie czegokolwiek zapisanego w PDF-ie jest drogą przez mękę. Nawiasem mówiąc, zawijanie da się zastosować tylko do zawartości tekstowej, natomiast nie sprawdzi się w przypadku zapisanych w formacie PDF magazynów o wytwornym layoucie, gdzie tekst walczy o lepsze z grafiką i zdjęciami.
Czytniki za to oferują: czytanie komiksów (bardzo wyrafinowana tortura, kiedy kolejna strona odświeża się kilkanaście sekund, a kolory to kilkanaście odcieni szarości), prowadzenie notatek (zwykle bez klawiatury QWERTY – więc jaki sens?), słuchanie muzyki (zwykle się nie sprawdza), dotykowe ekrany (obsługiwane specjalnym rysikiem – trzeba uważać, żeby nie zgubić), łączność Wi-Fi (do surfowania nieprzydatna, ale do uzupełnienia swojego e-księgozbioru na odległość, owszem, tak). W związku z tym wszystkim większość czytników przypomina scyzoryk z latarką, pozytywką, cążkami do pedikiuru i wykałaczką, samo ostrze natomiast tnie tylko miękkie, delikatne materie.
W dyskusji na forum serwisu GoldenLine szukający porady „co wybrać” Piotr Reszka na pytanie „Czy wreszcie udało się panu wybrać czytnik?”, odpowiada: „Po analizie rynku o mało nie kupiłem Amazon Kindle DX. Okazuje się że 3G Kindla w Polsce może być używane tylko do kupowania książek w Amazon, które na dodatek są droższe o 15% niż w USA (… ). Nie wiem czy najlepszą opcją nie jest wstrzymać się i poczekać na nowe modele”. Andrzej Wychowaniec utyskuje w podobnym tonie: „Faktycznie, najważniejszym argumentem przy wybieraniu czytnika powinna być dostępność e-booków w Polsce. Co do Kindle i eClicto, to są to czytniki powiązane konkretną księgarnią, co w znacznym stopniu ogranicza dostępność tytułów. Trochę paranoja, bo okazuje się, że co sklep, to standard i wybierając czytnik skazujesz się na konkretnego dostawcę. Nie dodaje to atrakcyjności ani czytnikom, ani legalnym e-bookom. Szkoda”.
Podsumowując: niejeden smartfon przewyższa czytnik e-booków, a kosztuje tyle samo. Nie przekreśla to, oczywiście, wartości czytania w chmurze. Inna sprawa, że przydałaby się jeszcze chmura, dzięki której posiadacz czytnika nie byłby skazany tylko na jednego, konkretnego dostawcę e-książek.
Laura Bakalarska