Jedna z moich koleżanko-przyjaciółek ma takie hobby, że nałogowo kupuje mieszkania. Jest to hobby bardzo zajmujące czas, ale – wbrew pozorom – tanie. Moja koleżanka czyta bowiem ogłoszenia, ogląda plany, zdjęcia, w myślach sprzedaje to, co ma, dokłada oszczędności, czasem bierze pożyczkę (w myślach), w ten sam sposób to mieszkanie remontuje albo poddaje tunningowi, a na koniec mebluje. Odbywa w wyobraźni podróże z tego mieszkania w różne miejsca w mieście komunikacją publiczną i samochodem, robi zakupy w pobliżu. Po czym z mieszkania rezygnuje. Bo zawsze jest jakiś hak i minus, a czasami jest ich nawet sporo. Na takie bez haka jeszcze nie trafiła.
Przez dwa miesiące śledziłam ogłoszenia o sprzedaży mieszkań i konfrontowałam je z rzeczywistością. Wniosek z tych prywatnych badań jest taki, że ogłoszeniodawcy przemawiają do potencjalnych nabywców w narzeczu stworzonym specjalnie w celu sprzedania tego, co akurat mają i im nie jest potrzebne, i wciśnięcia frajerowi dziecka w brzuch. I tak:
przytulne = ciasne
nadaje się pod inwestycję = na parterze
duży potencjał = do generalnego remontu, włącznie z instalacjami
klimatyczne = dziwoląg architektoniczny
przestronne = nieustawne
ustawne = pod warunkiem, że nie ma w nim mebli
bardzo ustawne = meble muszą stać pod ścianami
do własnej aranżacji = poprzedni właściciel zabrał wszystko, w tym również włączniki światła
doświetlone = od rana trzeba świecić światło
ciekawy rozkład = od czapy: wchodzimy do salonu, z niego wejście do dwóch pokoi, kuchni i przedpokoju, z przedpokoju do łazienki
15 minut do centrum = za Warszawą, wrony zawracają
okna dźwiękoszczelne = budynek w pierwszej linii zabudowy, pod oknem przystanek tramwajowy
dobry dojazd = przelotówka
mili sąsiedzi = wszystko jest relatywne
otulina parku krajobrazowego = epicentrum kartofliska
interesujące i klimatyczne otoczenie = dzielnia z ziomami
świetnie wykorzystana powierzchnia = nic się już nie da wcisnąć
do łona natury 15 minut = dojazd do centrum miasta zabiera ponad godzinę
świetne dla utrzymania kondycji = piąte piętro w carskiej kamienicy, brak windy
prawie dwa pokoje = mieszkanie na poddaszu, mierzone po powierzchni
Ostatnio widziałam billboard z anonsem: „Do każdego apartamentu samochód (tu luksusowa marka) w prezencie!”. Nie wiem, co to dokładnie znaczy, ale jestem spokojna, że coś zupełnie innego.
Chociaż podobno na portalach randkowych jest jeszcze ciekawiej.
Laura Bakalarska
Ilustr. Agnieszka Słowińska