Od kilku lat koncerny intensywnie lansują samochody elektryczne. Ale czy rzeczywiście stoimy już u progu „elektrycznej rewolucji” i wypierania tradycyjnych pojazdów spalinowych przez auta elektryczne?
Ładnie brzmi: zero emisji spalin, cichy napęd. Lecz przecież do wytworzenia prądu nie używa się tylko odnawialnych źródeł energii. W Polsce np. w 90 proc. jest to węgiel kamienny. Druga sprawa to utylizacja zużytych akumulatorów i baterii, która wcale jeszcze nie jest taka łatwa, jak mogło by się wydawać. Prof. dr hab. inż. Andrzej Czerwiński z Instytutu Chemii Przemysłowej podaje taki przykład: „Hybrydowy samochód Toyota Prius jest trzy i pół raza trudniejszy do utylizacji niż model Yaris tego samego producenta”. Aby recykling akumulatora był wydajny, a zgodnie z przepisami powinien wynosić co najmniej 65 proc., musi to być opłacalne.
Podobnie jest z autami elektrycznymi. Zużyty akumulator to nie tylko platyna i ołów, które od razu zostaną odzyskane i ponownie łatwo wykorzystane.
Wciąż największym utrapieniem konstruktorów jest zasięg samochodów elektrycznych. W najlepszym przypadku wynosi on kilkaset kilometrów. Jednak podawane wartości mają zwykle teoretyczny charakter i są przeprowadzane w idealnych warunkach. Gdy jednak włączymy radio, klimatyzację lub ogrzewanie, pobór mocy wzrasta. Zresztą zimą, przy niskiej temperaturze, moc akumulatora również spada.
Czy są zatem szanse na poprawę zasięgu, a jednocześnie obniżkę ceny samochodów z napędem elektrycznym? Piotr Piela z Instytutu Chemii Przemysłowej nie ma wątpliwości, że: „koszt akumulatorów stanowi główną barierę rozwoju samochodów elektrycznych. Zasięg może już wynosić nawet 400–500 kilometrów, ale to są bardzo drogie źródła energii”. Jednym z głównych składników jest wspomniana wyżej, kosztowna platyna, której złoża i wydobycie są, jak wiadomo, ograniczone. Nie można więc obecnie mówić o znaczącym obniżeniu kosztów, wynikających choćby z upowszechniania się samochodów elektrycznych.
Trwają oczywiście, objęte ścisłą tajemnicą, prace nad wynalezieniem nowych typów akumulatorów. Jeśli komuś uda się wymyślić tańszy napęd elektryczny, zarobi fortunę. Póki co, barierą są też miejsca ładowania aut elektrycznych. W niektórych miastach europejskich jest ich już sporo, ale poza centrum niewiele. Stąd też wciąż mówi się właściwie tylko o miejskich samochodach elektrycznych.
U nas, nawet w dużych miastach, jazda samochodem elektrycznym nastręcza kłopotów. Być może jakimś przełomem będzie pojawienie się wiosną w stolicy 15 taksówek z napędem elektrycznym. Nowa korporacja chciałaby mieć ich w sumie 700 do końca roku. Będą to seryjne auta, konwertowane ze spalinowych na elektryczne. Jedna z polskich firm wykonuje od niedawna takie przeróbki, i to zarówno na większą skalę, jak też w ramach indywidualnych zamówień. Co ciekawe, oprócz napędu reszta pozostaje praktycznie bez zmian, ze skrzynią biegów włącznie.
Wracając do floty taksówkowej, być może dzięki niej powstanie (na razie w stolicy) większa ilość punktów doładowania. Według danych producenta, zasięg przerobionego samochodu wynosi 200–250 km, czyli teoretycznie przynajmniej raz dziennie trzeba go doładować.
Kolejna sprawa, to przyjemność z jazdy. Co prawda są już elektryczne wersje sportowych samochodów, mają dobre osiągi, ale nie dają takiej przyjemności z jazdy, jak auta spalinowe. Chodzi głównie o brzmienie silnika.
Jedną z wad samochodów elektrycznych jest ich cena. Małe, kompaktowe autko za 140 czy 160 tys. zł zamortyzuje się bardzo późno, nawet przy wyjątkowo dużej różnicy kosztów eksploatacji w porównaniu z wciąż drożejącymi, tradycyjnymi paliwami płynnymi. Niektórzy producenci sugerują, że nabywcy tych ekologicznych pojazdów powinni otrzymywać dopłaty od państwa. Jednak nie czarujmy się i spójrzmy obiektywnie na obecną sytuacją gospodarczą Polski i Europy. Trudno w takim momencie liczyć, aby z i tak już nadszarpniętych budżetów dopłacano do drogich pojazdów elektrycznych.
W najbliższych latach samochody z napędem elektrycznym pozostaną raczej rzadkością i być może zapowiedzią tego, co czeka nas w dalszej przyszłości. Niewykluczone, że wcześniej doczekamy się zbiorowej komunikacji miejskiej realizowanej m.in. przez elektrycznie napędzane autobusy. Jeden z naszych producentów spod Poznania pokazał na jesiennych targach TRANSEXPO w Kielcach pierwszy, skonstruowany i zbudowany w Polsce, autobus elektryczny. Czy życie zatoczy koło i niegdyś wycofane trolejbusy zostaną zastąpione przez takie pojazdy?
Klaudiusz Madeja
Fotografie autora