Kim byli Vidocq i Pinkerton, wie chyba każdy. Powszechnie wiadomo, co to Scotland Yard, niejeden słyszał o Sûrete – mało kto jednak jest świadom, jak niemiłe były początki tych, jakże imponujących dziś, instytucji. Właśnie historią raczkującej policji kryminalnej rozpoczyna Thorwald swą książkę – makabrycznym w swej wymowie rysem historycznym nowożytnych systemów ścigania zbrodni, a raczej przyglądania się owym przestępstwom – takie bowiem były realia. Aż po Bonapartego policja służyła tylko i wyłącznie celom politycznym, głównie szpiclowaniu i terroryzowaniu poddanych.
Thorwalda to nie interesuje, zajmuje się on pierwszym związkom policji z nauką, narodzinom kryminalistyki. Czytelnik przyzwyczajony do papki telewizyjnej o superglinach, co to łapią mordercę idąc tropem jednej znalezionej ...