ARCHIWUM Magazynu B&B - zakończył działalność w 2018

Tryptyk niekoniecznie antyczny

Pokój na Itace jest swego rodzaju grą literacką do czytelniczej bramki, prowadzoną przez węgierskiego prozaika pod pretekstem rekonstrukcji „Telegonii”, zaginionego poematu Eugammona. Jest to tryptyk, a każda z jego części posiada swego narratora: Penelopę, Telemacha i Telegonosa. Każdy z nich inaczej rozkłada akcenty w swej opowieści o Odyseuszu, dla każdego z nich jest on bowiem kim innym, inne króla z nim łączą więzy. Każda opowieść jest przez to odmienna, łączy je wszakże wiele. Choćby charakterystyczny język Pokoju…, nawiązujący do strof Homera, co dla jego miłośników stanowi nie lada gratkę. Wszystkie części tryptyku łączy także to, że treścią ich (choć w antyczne szaty odziane) są odwieczne i zawsze przecież aktualne rozważania o namiętnościach ludzkich i boskich, o zmienności losu, o niezmienności natury człowieka, który mimo upływu wieków, czy tysiącleci, wciąż do podobnych celów dąży, wciąż o to samo się potykając. Sándor Márai na antyczny stół wysokiej literackiej kultury podaje czytelnikowi wykwintne dania uniwersalnej refleksji. I jest to, należy przyznać, posiłek znakomity tak w formie, jak i we wszystkich swoich smakach.

Niewątpliwie na samym doborze tematu oraz osnowy powieści, ale także i na poszczególnych przemyśleniach, wypowiedziach trojga narratorów, odcisnęła swe piętno biografia autora. Márai również (przymusowo emigrując z Węgier w roku 1948) tułał się po świecie, podobnie jak Odys poznawał co to samotność, tęsknota, wyczekiwanie. O ile jednak król Itaki powrócił do domu, pisarzowi nie było to dane. Ściślej biorąc –  sam sobie tę szansę odebrał popełniając w roku 1989 samobójstwo. W ten sposób nie poznał największej tajemnicy wszystkich wędrowców (czy dosłownie, czy metaforycznie pojęcie to rozumiejąc) –  czy to, do czego tęsknili, do czego za wszelką cenę pragnęli powrócić, zasługiwało na poniesione w drodze ofiary i doznane cierpienia. Bywa, że konfrontacja podobnych oczekiwań z prawdą skutkuje dramatem większym, niż najdłuższa nawet przymusowa nieobecność. Czasem lepiej chcieć wrócić, ale nie zdołać tego uczynić. Czy rzeczywiście? Również o to pyta Márai w swej książce, jednoznacznej odpowiedzi na szczęście nie dając.

Zmarły 21 lat temu pisarz zdążył przyjrzeć się popkulturze ewoluującej w to, czym –  chcemy tego, czy nie –  jest obecnie. Nie jestem pewien, czy oczekiwałby ode mnie refleksji, jaka niejako „w promocji” nasunęła mi się, gdy zamykałem już przeczytaną powieść. Homer inspiruje twórców w zasadzie od zawsze i zapewne dziać się tak będzie dopóty, dopóki istnieć będą literaci nieodporni na antycznego wirusa refleksji, dopóki pomiędzy księgarskie półki trafiał będzie czytelnik potrafiący takie książki rozumieć. Dla Sándora Márai literackie odniesienia do antyku nie były niczym niezwykłym, były raczej całkowicie naturalne, skoro odebrał tzw. klasyczne wykształcenie, typowe dla Europy czasów jego młodości. Kiedy w roku 1952 wydawał Pokój na Itace, pośród czytelników wielu jeszcze było takich, którzy w lot byli w stanie pojąć najdrobniejszą mitologiczną aluzję, wręcz delektować się antyczną erudycją autora.

Tak się teraz zastanawiam – kiedy znajomość mitologii greckiej, znajomość Homera spadnie „wreszcie” do poziomu zerowego? W czasach, gdy u nas nauka języka polskiego nie oznacza już zaszczepiania potrzeby/nawyku obcowania z literaturą, lecz „czytania ze zrozumieniem”, kiedy rosną szeregi kształconych zaledwie w trudnej sztuce „pisania stu słów o…” – jakoś dziwnie nie potrafię być optymistą. Czy już dzisiaj Telemach kojarzy się głównie z telemarkiem Małysza, Penelopa z doskonałą hiszpańską aktorką, a jedyny szerzej znany Homer to Simpson? Czy już dzisiaj antyk z większością czytelników łączy jedynie komiksowa księżniczka Xena oraz Conan zwany Barbarzyńcą? Nie wiem. Wiem natomiast z pewnością, że –  odganiając, na wieczorów kilka, podobne moim czarne myśli –  warto podelektować się starą dobrą prozą starego mądrego Węgra.

 

Sándor Márai, Pokój na Itace, tłum. Irena Makarewicz , wyd. Czytelnik 2009, str. 392

 

Jarosław Kolasiński

Business&Beauty Magazyn