ARCHIWUM Magazynu B&B - zakończył działalność w 2018

Twórcze napięcie

Od monopolu na czerń, po białą metkę bez nazwiska

Belgia jest niedużym i stosunkowo młodym państwem, dopiero w roku 1830 stała się bowiem niezależna. Stanowi jednak ojczyznę jednego z najsilniejszych ośrodków kształcenia artystów i projektantów na świecie – Antwerpii. To tutaj od wieków szlifuje się diamenty – a od dziesięcioleci są to także „diamenty” w zakresie kreatywności: projektanci.
I mimo, że ani Bruksela, ani Antwerpia nie są wymieniane jako stolice mody obok Paryża, Mediolanu, Londynu czy Nowego Jorku, to od kilkudziesięciu lat stanowią znaczącą siłę kształtującą zjawiska pojawiające się na światowych wybiegach.

Szlifowanie diamentów

Królewska Akademia Sztuk Pięknych w Antwerpii sięga swymi początkami XVII w., natomiast wydział projektowania mody może się poszczycić ponad 50-letnią historią. W drugiej połowie lat 80. rozpoczął się okres wytyczania dróg współczesnej mody w Europie i na świecie. Dzięki przełomowemu sukcesowi grupy „Antwerp 6” na arenie międzynarodowej, wydział ten zyskał ogromny prestiż i zaczął przyciągać rzesze utalentowanych studentów z wielu odległych zakątków globu.

Postrzeganie miasta jako silnego ośrodka mody było konsekwencją wielu czynników, nie tylko kreatywności i przedsiębiorczości samych projektantów. Przyczyniła się do tego działalność edukacyjna i organizacyjna wielu osób, które uznały modę za przemysł ważny strategicznie. Działania te były nowoczesne w duchu i sposobie realizacji przyjętej strategii, jednak nie można powiedzieć, że było to coś absolutnie nowego na tamtejszym gruncie. Belgia ma bowiem długą i bogatą historię tworzenia pięknych przedmiotów codziennego użytku – poczynając od obróbki diamentów i produkcji biżuterii, poprzez wytwarzanie i obróbkę tekstyliów (w tym niezmiernie dochodowy w XVI w. monopol na farbowanie tkanin na kolor czarny), na tworzeniu takich produktów jak dekoracyjne arrasy czy misterne koronki kończąc.

Ważne jest też flandryjskie doświadczenie w handlu i etos systematycznej, ciężkiej pracy, bez których tacy projektanci jak Ann Demeulemeester czy Haider Ackerman nie przetrwaliby na trudnym rynku mody. Stojąca za projektantami Anne Chapelle, właścicielka firmy BVBA 32, która pomagała budować ich siłę gospodarczą, podkreśla w wywiadach istotność organicznego wzrostu i konsekwencji w podążaniu obraną drogą. W lutowym wywiadzie dla „Financial Times” podkreśla ona, że złotem nie są ubrania, a kreatywny umysł, któremu daje się wolność. Poza wsparciem inwestorskim i w zakresie zarządzania, istotną rolę w latach 80. XX w. odegrało postawienie przez właścicieli butików na lokalną modę autorską. Należy tu przywołać nazwisko Geerta Bruloota, którego sklep Louis jako pierwszy promował w ten sposób młodych.

Kolejną osobą, która w dużym stopniu przyczyniła się do podniesienia rangi belgijskiego przemysłu mody na światowej arenie jest Linda Loppa, wieloletnia rektor wydziału mody antwerpskiej Akademii, założycielka Flanders Fashion Institute, a także fundatorka (2002 r.) i pierwsza dyrektor tamtejszego muzeum mody MoMu. Na uwagę zasługuje oryginalny sposób budowania ekspozycji muzealnych – wystawy są wielowątkowymi projektami narracyjnymi, ukazującymi konteksty powstania, inspiracje i współpracę projektantów, a nie jedynie ubiory, a w sam proces włączeni są projektanci, co umożliwia im pełniejszą ekspresję.

25-letnie panowanie Loppy w Akademii niewątpliwie wpłynęło na sposób kształcenia i siłę, z jaką absolwenci zaznaczają swą obecność.
– W szkole bardzo ważne jest własne poszukiwanie, pogłębione badania, oryginalne podejście do tematów, ciekawe połączenia, własny charakterystyczny styl, odkrycia, indywidualizm, to co chcesz przekazać w swojej kolekcji – mówi Aleksandra Kawałko, Polka studiująca pod kierunkiem obecnego rektora Waltera Van Beirendoncka.

Walter Van Beirendonck (fot. Ronald Stoops)
Walter Van Beirendonck (fot. Ronald Stoops)

London calling!

Wracając do przełomowych lat 80, Antwerpska Szóstka, czyli Walter Van Beirendonck, Ann Demeulemeester, Marina Yee, Dirk Van Saene, Dirk Bikkembergs i Dries Van Noten, pewnego dnia, wynajętym vanem, wyruszyła na podbój Londynu. Był rok 1986, projektanci działali już od kilku lat na gruncie lokalnym. Wyprawa zapoczątkowała przewrót i przetasowanie sił w modzie współczesnej.

Przełomowa prezentacja w Londynie zaowocowała zainteresowaniem prasy, a nieco później prezentacjami indywidualnymi na wybiegach paryskich. Do grupy tej dołączył wkrótce Martin Margiela, który pracował wówczas jako asystent Jean-Paul Gaultiera. Ich projekty wzbudziły niezwykłe zainteresowanie i zdefiniowały styl lat 90. I tak, jak wczesne lata 80. zdominowane zostały przez rewolucyjne projekty Japończyków w Paryżu, tak końcówka dekady i lata 90. XX wieku należały do projektantów o belgijskiej proweniencji.

Nie bez znaczenia dla rozkwitu belgijskiej mody autorskiej pozostawał ruch awangardowej sztuki lat 60. i 70. Rewolucyjne idee przenikały wiele dziedzin kultury i skutkowały powstaniem nowych prądów i subkultur. Spektakularny zwrot w modzie belgijskiej wiele zawdzięcza zrodzonemu w latach 70. ruchowi punkowemu, z charakterystyczną modą uliczną oraz „importowi” estetyki japońskiej na europejskie wybiegi.

Warto zauważyć, że grupa Antwerp 6, mimo że nieformalna, stała się podłożem dla głębokich relacji w zakresie inspiracji i działań twórczych, jak też biznesowych. Bezpośrednia konkurencja nie jest w tym wypadku źródłem agresji i resentymentu, a inspiracji i pomocy.

Dirk Van Saene, poza pracą artystyczną i projektowaniem pod swoim nazwiskiem, prowadzi wraz z Van Beirendonckiem sklep “Walter”. Marina Yee prowadzi małe atelier, skupiając się na etycznej modzie oraz zagadnieniu inkorporowania używanej odzieży do nowych kolekcji, ale ma też w swoim dorobku projekty ubiorów skórzanych tworzone wspólnie z Bikkembergsem.

0 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23

Martin Margiela. Tajemniczy cień darzony przez wielu niemal fanatycznym uwielbieniem. Konsekwentnie budował image swej marki Maison Martin Margiela na anonimowości, nie udzielając się publicznie jako osoba i podpisując projektowane przez siebie rzeczy liczbami.

Każda z nich niesie informację – dla wtajemniczonych w arkana jest oczywiste, że 11 to akcesoria, 8 reprezentuje okulary, 14 to odzież męska, itd.

Charakterystyczna dla niego dekonstrukcja, rekonstrukcja i dawanie nowego życia starym ubiorom (artystyczna linia 0), konceptualizm stały się równie rozpoznawalne, co sztandarowa biel, rozumiana zarówno jako otwartość na swobodę ekspresji, jak też deklaracja przynależności – związania konsumenta z marką MMM. Czytelność tej stylistyki stanowi o sile projektu, jakim jest dzieło Margieli, a także utwierdza jego ogromne znaczenie dla rozwoju mody.

Siła wolności

W modzie belgijskiej istotny jest rys indywidualizmu – niemal każdy z projektantów podkreśla wagę posiadania autorskiej wizji i podążania własną drogą. Fortuna kołem się toczy, jednak wielu woli zrezygnować z profitów i ciepłej posadki na rzecz wolności twórczej. Potwierdzają to słowa Pawła Zawiślaka, który miał okazję współpracować z Beirendonckiem: „Mało kto wie, że kiedy jego firma ogłosiła bankructwo, on, zamiast zrobić najbardziej komercyjną sprzedażowo kolekcję, zrobił zupełnie odwrotnie i na przekór, tylko po to, żeby pozostać wiernym swoim przekonaniom. Kolekcja ‘Sex Clowns’ była przecież prezentowana bardziej w postaci muzealnych eksponatów niż użytkowej odzieży”.

Niezależną firmą pozostaje też „Ann Demeulemeester”, która od ubiegłego roku działa już z nowym zespołem projektowym, bez udziału założycielki.

To dobry moment, aby pokusić się o podsumowania dorobku projektantki – do księgarń trafia właśnie książka, stanowiąca kompendium jej kariery. Ta licząca sobie – bagatela – 1010 stron pozycja prezentuje jej prace, fascynacje i głęboką relację z własnymi „demonami”. Znamienne jest, że przedmowę do książki napisała Patti Smith, która stanowi zarówno źródło, inspirację, jak i odbiorcę docelowego. Punkowa muzyka tej artystki, i ona sama, była dla Demeulemeester nietajonym natchnieniem. Przyjaźnią się od wielu lat, a w niektórych sylwetkach z kolekcji rozpoznać można ikoniczną postać poetki i kompozytorki. Biała koszula stała się sztandarowym symbolem, ujawniając swe niezliczone odsłony w kolejnych kolekcjach. Zanim stało się to powszechne, Ann eksplorowała zagadnienie androgyniczności, jako pierwsza pokazała też w 1996 r. kolekcję męską i damską na wspólnej prezentacji.

Poza niezależnymi markami, wielu projektantów wybrało jednak ścieżkę rozwoju w ramach dużych domów mody.

Moda jako środek wyrazu

To, co znamienne dla uznanych belgijskich projektantów, to zawierzenie własnej intuicji, zanurzenie w osobistych obsesjach, a nie śledzenie trendów. Jest to odwrotność myślenia właściwego projektantom bardziej masowym – punktem wyjścia jest treść, która popycha twórcę do określonych rozwiązań, a nie zmienne trendy i tendencje.

Czy rozważać będziemy dekonstruktywistyczne projekty MMM, rockowo-minimalistyczne Demeulemeester czy Simonsa, szalonego i rewolucjonistycznego Beirendoncka, czy kobiecą Veronique Branquinho, daje się dostrzec pewną wspólnotę. Być może zinterpretować to można określonym postrzeganiem roli mody jako środka ekspresji osobowości, zarówno jej twórcy, jak i odbiorcy. Demeulemeester wyraziła to explicite, mówiąc o modzie jako komunikacji.

Dla Van Beirendoncka moda również służy komunikowaniu – choć w nieco inny sposób. W jego ujęciu ubiór to manifest, a kolekcja jest wypowiedzią artystyczną na tematy często dużego ciężaru gatunkowego, jak rasizm, konflikty czy rewolucja. Zaprojektowane przez niego ubiory nadają się do noszenia, jednak można je również rozpatrywać na innym poziomie.

Walter Van Beirendonck, kolekcja WHAMBAM! (fot. Ronald Stoops)
Walter Van Beirendonck, kolekcja WHAMBAM! (fot. Ronald Stoops)

Nie można pominąć roli edukacyjnej Van Beirendoncka. Jego wyjątkowe zdolności w tym zakresie podkreśla Kawałko, jego studentka: „Jest on niesamowitym autorytetem i wyjątkowym człowiekiem. Możliwość pracy z nim przy tworzeniu kolekcji, to coś bardzo cennego. Jest otwartym, ciepłym pedagogiem, bardzo angażuje się w cały proces twórczy, udziela wielu cennych rad i nieustannie pcha nas do przodu, powoduje, że przełamujemy nasze bariery, realizujemy projekty, które wydają się niemożliwe do zrobienia”.

Jest to jeden z niewielu projektantów, którzy budują mosty pomiędzy modą a sztuką. Dla niego nie ma niemożliwego.

– Walter Van Beirendonck jest mi wyjątkowo bliski ze względu na estetykę i przekaz zawarty w pracach. Zarówno on, jak i ja, mówimy naszą pracą o rasizmie czy o nietolerancji. W jego, jak i w moich pracach, nie ma miejsca na jakiekolwiek kompromisy – stwierdza Paweł Zawiślak.

Podobną postawę wobec sztuki prezentuje Dries Van Noten. W swej wystawie „Inspiracje”, prezentowanej w 2014 r. w paryskim muzeum Les Arts Décoratifs, ujawnia wielowątkowość i złożoność, która kryje się za finalnym rezultatem – ubraniami dla ludzi. Na wystawie sąsiadują ze sobą zdjęcia Davida Bowie, punków, archiwalne projekty Vivienne Westwood i projektantów z lat 60., a także ślady fascynacji muzycznych – Patti Smith i Laurie Anderson, oraz literackich, takich jak Marcel Proust, no i oczywiście sztuka. Złożoność inspiracji buduje pewną relację z odbiorcą – bo świat jest złożony, jest kalejdoskopem.

– W przypadku Waltera, jak i Driesa, obydwaj czerpią bardzo dużo ze sztuki, współpracują przy każdej kolekcji z różnymi mniej i bardziej znanymi artystami przy tworzeniu nadruków, akcesoriów, itp. To dla mnie bardzo ważne, bo sama staram się być na bieżąco w tym, co dzieje się w sztuce, oglądać wystawy i aktywnie uczestniczyć w wydarzeniach kulturalnych – podkreśla Kawałko.

Skąd przychodzę. Dokąd zmierzam.

Mimo, że nie można powiedzieć o tych projektantach, że mają jakiś wspólny styl, jednak charakterystyczne jest dla nich poszanowanie dla rzemiosła, jakości surowców oraz własnej, indywidualnej wizji. Wszyscy oni są niesamowicie kunsztowni w budowaniu nowych rozwiązań konstrukcyjnych, a zarazem wierni swoim korzeniom.

Czy istnieje coś takiego jak Duch Miejsca, który wpływałby na poczynania ludzi, stanowiąc niejako podłoże, które daje budulec o określonym charakterze? I tak jak kwiat rododendronu przybiera odmienne barwy w zależności od odczynu gleby, z której ciągnie życiodajne soki, tak rozwój osoby jest uwarunkowany miejscem, w którym jednostce przyszło żyć. Cytując Zawiślaka: „Kulturowy melting pot wabi zapachami, smakami, doznaniami, stymulującym eklektyzmem. (…) Są miejsca, w których czujesz się obco, i miejsca, gdzie czujesz się jak w domu. Ja poczułem dom w Antwerpii. Miasto jest wyjątkowe, pozbawione jest nadęcia, a wypełniają je otwarci ludzie”. Walory miasta docenia również Kawałko: „Miasto jest idealne do pracy. Niezbyt duże, ale niesamowicie inspirujące”.

Można powiedzieć, że w sferze kreatywności Bruksela zajmuje się importem i eksportem – kształcąc Belgów, którzy swoją ścieżkę kariery budują za granicą, ale też przyciągając utalentowanych studentów spoza kraju. Wielu z nich zapuszcza tam korzenie, znajdując sprzyjający rozwojowi grunt.

Joanna Wysoczyńska

Fot. u góry: Muzeum MoMu w Anwerpii, sala poświęcona grupie Antwerp 6; fot. Aleksandra Kawałko

 

 

Business&Beauty Magazyn