Trzy sceny z życia.
Scena pierwsza. „Pojechaliśmy na weekend do Nowego Jorku. Świetnie się bawiliśmy, a Jim wydawał się odzyskiwać swoją dawną osobowość. Jednak gdy wróciliśmy, okazało się, że mały zamrażalnik w górnej części lodówki prawie całkowicie zamarzł. Jim wpadł w furię. Zaczął odkopywać lód.
– Ktoś zostawił uchylone drzwiczki. Dlaczego tego nie sprawdziłaś? Można było tego uniknąć…
Ględził tak w kółko. Nawet nie zdjęliśmy płaszczy. Może to i dobrze, bo choć w domu było ciepło, atmosfera przypominała tę w zamrażalniku”.
Scena druga. „(…) nasza komunikacja wydawała się być szalona. Robił jakieś dziwne założenia – większość z nich sprowadzała się do tego, że go atakuję. Na przykład wtedy, gdy poszliśmy na spacer z jedną z naszych córek. Jim wszedł do sklepu kupić gazetę, a my usiadłyśmy na murku, czekając na niego i rozmawiając. Gdy wrócił, nasza córka od niechcenia powiedziała:
– Tata stoi za tobą, mamo.
Obejrzałam się ze zdziwieniem i zobaczyłam, że stoi tuż za mną.
– O, cześć. – Musiałam chyba wyglądać na lekko zszokowaną, bo natychmiast wpadł w złość.
– O co chodzi?
– O nic, zaskoczyło mnie tylko, że stoisz za mną, to wszystko – odpowiedziałam przyjaźnie (albo tylko tak mi się wydawało) (…).
– A dlaczego nie miałbym tu stać? Oskarżasz mnie, że tu stoję? Nie mogę stać tam, gdzie mi się podoba, czy co? O co ci chodzi…”
Scena trzecia. „Przez jakiś czas Jim był bardzo wrażliwy na hałas – i nie dawał nam o tym zapomnieć. Jeśli natomiast niechcąco zachowałyśmy się głośniej, wychodził z pokoju i mocno trzaskał drzwiami, na tyle mocno, żeby zaakcentować swoją złość. Jeśli natomiast to on był źródłem halsu, wtedy to była moja wina. Na przykład jeśli oglądał telewizję głośniej niż zwykle, a ja ośmieliłam się go prosić, aby ściszył, szybko żałowałam, że się w ogóle odezwałam. Już samo to, że go poprosiłam, wywoływało litanię wyzwisk i obwiniania mnie”.
Kogo autorka opisuje? Niewrażliwego na potrzeby innych egotyka, prostaka i gbura? Alkoholika? Dlaczego z nim jest? Dlaczego pozwala się tak traktować? Dlaczego ich dzieci muszą na to patrzeć i brać w tym udział?
Nie, to nie alkoholik. To nie cham dobrowolny. To człowiek, którego dopadła depresja. Facet, który był miły, wrażliwy, czuły i dbający o innych. To depresja spowodowała, że zapadł się w siebie, wszystko go drażni i uwiera.
Na depresję może zapaść niemal każdy. Rodzic, dziecko, towarzysz życia, współpracownik, przyjaciel. Stwierdzono, że około 25 procent ludzi cierpi w ciągu życia na depresję w rozumieniu klinicznym. Dotyka coraz młodszych, w tym dzieci. Nie chroni przed nią status materialny ani zajmowane stanowisko.
Książka Caroline Carr jest chyba pierwszą na rynku pozycją, która mówi, jak sobie poradzić z depresją partnera. Jak funkcjonować, żeby nie postradać zmysłów, nie dać się wciągnąć w świat, w którym człowiek czuje się jak owinięty czarną folią. Jak ocalić siebie.
Sama autorka mówi szczerze, że sama długo nie wiedziała, co robić, gdy jej partner jest w nastroju oskarżycielskim. Czy ma być pasywna i przytakiwać z nadzieją, że on w końcu się zamknie? Czy odpłacać pięknym za nadobne? Być okrutną i odchodzić, zostawiając partnera, żeby gadał do siebie? Czy może zalewać się łzami (a czasami nie można się od tego powstrzymać). Jak pozbyć się poczucia winy (może to ja jestem przyczyną tego wszystkiego? Może to prawda, i to ja jestem nieznośnie kontrolująca/kontrolujący albo obojętna/obojętny)?
Carr pokazuje strategie, które pozwalają przetrwać w tej trudnej sytuacji, przeżyć zły okres tak, żeby zachowanie innych nie wpływało na nasze samopoczucie.
Caroline Carr, „Życie w cieniu depresji”, tłum. Monika Dyga, Monika Lipiec-Szafarczyk, wyd. Sensus 2008, str. 146
Laura Bakalarska