Licząca pół miliona mieszkańców stolica Norwegii jest, zdaniem większości turystów, ostatnim skansenem Europy, położonym wśród dziewiczej przyrody, pomiędzy morzem i wzgórzami. Widoczna z każdego punktu miasta i oświetlona nocą skocznia Holmenkollen jest symbolem i chlubą miasta oraz areną narodową sportów zimowych. Spod skoczni rozpościera się z kolei malowniczy widok na Oslofjord i położone nad nim miasto.
Oslo, pomimo dużej odległości geograficznej, znajduje się tylko niecałe dwie godziny lotu od Polski dzięki znakomitemu i niedrogiemu połączeniu lotniczemu linii Norwegian. Samoloty nie tylko nazwą symbolizują Norwegię – na ogonach swoich nowiutkich Boeingów mają namalowane wizerunki wielkich Norwegów. Jest wśród nich Henrik Ibsen, Edvard Munch, Roald Amundsen, Fridtjof Nansen, Edvard Grieg czy Thor Heyerdahl. Po zapoznaniu się z ich dokonaniami, opisanymi w magazynie pokładowym, można zaraz po wylądowaniu rozpocząć zwiedzanie muzeów poświęconych tym osobistościom.
Pojedynek gigantów
– Dla kochających sporty zimowe okazją będzie pobyt na przełomie lutego i marca, kiedy będą się tutaj odbywać mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym, które przez organizatorów zapowiadane są jako wielki pojedynek gigantów: Justyny Kowalczyk z Norweżką Marit Bjørgen oraz Adama Małysza z resztą świata – mówi B&B Anette Brochmann z biura turystycznego Oslo.
Areną tych zmagań będzie kompleks sportowy Holmenkollen, pod skocznią nazywaną kolebką skoków narciarskich, ponieważ pierwszy konkurs odbył się tutaj już w roku 1892. W roku 1952 odbywały się tu zimowe igrzyska olimpijskie, a w 1996 pierwsze zwycięstwo odniósł Adam Małysz. Osobiste gratulacje składał mu król Harald V, którego ojciec Olaf uczestniczył w latach 50. w międzynarodowych konkursach skoków. Małysz wygrał tutaj już sześć razy i nazywany jest w Norwegii „królem Holmenkollen”, ponieważ żaden inny skoczek nie dokonał tego wyczynu.
Podczas corocznych zawodów, wśród kilkudziesięciotysięcznej publiczności dominują Polacy, których obecnie aż 100 tysięcy pracuje w Norwegii. Z tej okazji spiker zawsze zapowiada skoki Małysza po… polsku.
W dodatku nowa skocznia zbudowana w ubiegłym roku, tym razem specjalnie na mistrzostwa świata (po aż 18 modernizacjach starej), jest również „polska”, ponieważ jej konstrukcja stalowa powstała w zakładach Janson w Radomsku, w kawałkach została przewieziona do Oslo i na miejscu skręcona w całość.
Norweski rząd nie oszczędzał. Budowa nowej areny narodowej i obiektu przyciągającego turystów przez cały rok kosztowała dwa miliardy koron (miliard złotych). Tuż obok skoczni znajduje się muzeum poświęcone czterem tysiącom lat narciarstwa w Norwegii.
– Mistrzostwa świata w narciarstwie, przy dzisiejszym potencjale telewizji i transmisjach do ponad 100 krajów, będą wielkim przedsięwzięciem PR dla Oslo i Norwegii. Wystarczy sobie wyobrazić, ile może być warta tego typu reklama w mediach tradycyjnych według ich cenników. Dlatego rząd nie szczędził funduszy, ponieważ zrozumiał potencjał imprezy sportowej już po Olimpiadzie w Lillehammer w 1994 roku, która była finansowym i turystycznym sukcesem – tłumaczy Brochmann.
Następca tronu, książę Haakon, podkreślił z kolei: – Holmenkollen to po stadionie Wembley w Londynie najbardziej znany na świecie obiekt sportowy. Mój prapradziadek, książę Carl (Haakon VII), był imigrantem i przybył do Norwegii z Danii. Pierwsze, co zrobił, to udał się pod skocznię, aby zrozumieć sportową duszę swoich nowych poddanych.
Wielcy odkrywcy
Norwegia kojarzy się ze sportami zimowymi i Wikingami, lecz Norwegowie zawsze byli odważni i ciekawi świata. Muzea w Oslo poświęcone są głównie wielkim odkrywcom.
Vikingskipshuset – muzeum Wikingów, położone na półwyspie Bygdøy, pozwala z bliska obejrzeć, a nawet (jak się ukradkiem uda) dotknąć prawdziwe statki Wikingów: Osebergskipet z lat 820-834 i Gogstadskipet z 895 roku, wykopane w całości. Dopiero z bliska widać ich rozmiar i budowę. Można się zastanowić nad odwagą i wyobraźnią Wikingów pływających tymi „łupinami” do Anglii, Szkocji i Francji – a wśród nich Leifa Erikssona, który wypływając w 1002 roku z Trondheim dotarł do Ameryki i nazwał ten kontynent Vinland, z powodu odkrytych krzewów dzikiego wina, z którego Wikingowie produkowali napój alkoholowy.
Na Bygdøy znajdują się jeszcze dwa wyjątkowo ciekawe muzea. W jednym z nich stoi statek „Fram”, który służył norweskim ekspedycjom polarnym w latach 1893-1912: Fridtjofa Nansena na biegun północny i Roalda Amundsena na południowy. W drugim znajduje się tratwa Kon-Tiki, na której archeolog i podróżnik Thor Heyerdahl przepłynął w 1947 r. z Peru do Polinezji, oraz zbudowana na podstawie egipskich rycin z czasów faraonów papirusowa trawa Ra-II, którą norwescy badacze popłynęli z Maroko do Barbadosu.
– W centrum miasta zwiedzanie należy rozpocząć od muzeum Alfreda Nobla, znajdującym się w starym odrestaurowanym dworcu kolejowym Vestbanen. Dworzec usytuowany jest tuż obok ratusza, w którym co roku odbywa się uroczystość wręczania pokojowej nagrody Nobla. Budynek dworca, będący miniaturą europejskich obiektów kolejowych, jest sam w sobie atrakcją i przez lata był prestiżową siedzibą stowarzyszenia prasy zagranicznej – mówi B&B Bjørn Lindahl, korespondent szwedzkiego dziennika Svenska Dagbladet.
Sztuka i miłość
Park Vigelanda, położony w najdroższej dzielnicy Oslo, Frogner, jest muzeum jedynym w swoim rodzaju. Na jego terenie znajduje się 214 rzeźb przedstawiających 600 postaci naturalnej wielkości, stworzonych w granicie i brązie przez rzeźbiarza Gustawa Vigelanda w latach 1920-50. W innej części miasta znajduje się muzeum Edvarda Muncha, malarza i przyjaciela Stanisława Przybyszewskiego. Przybyszewski odbił Edvardowi narzeczoną, Dagny Juel, z którą następnie się ożenił – podobno właśnie wtedy zrozpaczony i załamany Munch miał namalować swój słynny „Krzyk”.
Jedna z anegdot opowiada o spotkaniu obu norweskich artystów w Theatercafe, najsłynniejszej i działającej do dzisiaj kawiarni w Oslo, po podpisaniu przez Vigelanda z władzami miasta kontraktu na serię rzeźb do parku Frogner. „Gratuluję, Gustav, i współczuję, że zamiast sztuką zająłeś się produkcją masową” – miał powiedzieć sarkastycznie Munch, zazdroszcząc Vigelandowi stałej państwowej pensji.
Norweskie SOHO
Muzea mogą być nieco męczące, zatem chcąc popatrzeć na Norwegów i ich życie, można udać się do oddalonej o 10 minut drogi tramwajem od centrum dzielnicy Grünerløkka. Jeszcze przed 30 laty była to podupadła dzielnica robotnicza. Dzisiaj słynie z zawrotnych cen mieszkań oraz setek kawiarni i designerskich sklepików. Na placu Birkelunden w każdą niedzielę odbywa się ogromny pchli targ, a liczne sklepy typu second hand oferują bardzo ciekawe pamiątki antykwaryczne w niewygórowanych cenach. Należy jednak uważać, ponieważ niektóre „pamiątki” mogą być bardzo kosztowne – np. w Polsce i całej UE obowiązuje surowy zakaz przywozu przedmiotów wykonanych ze skór fok, fiszbinów i… tranu z wieloryba.
Wszędzie blisko
– Oslo ma to do siebie, że wszędzie jest blisko i właściwie można poruszać się pieszo; z tego powodu jest tourist friendly. Idealnym rozwiązaniem jest jednak Oslo Kart, bilet na jedną lub trzy doby na komunikację miejską z bezpłatnym wstępem do ponad 30 muzeów. W ten sposób w przeciągu zaledwie 2-3 dni można poznać nie tylko Oslo, lecz historię Norwegii od czasów Wikingów do dzisiejszej sztuki nowoczesnej. Najliczniej odwiedzanym obiektem przez turystów jest jednak skocznia – tłumaczy B&B Brochmann.
Norwegia jest na tle UE egzotyczna i poza potrawami z renifera, wieloryba i foki w restauracjach proponuje również egzotyczne sposoby podróży miejskich. Podstawowym środkiem komunikacji są wolno jeżdżące jasnoniebieskie tramwaje, autobusy oraz tunelbane, czyli rodzaj kolejki podziemnej połączonej z innymi pociągami naziemnymi. I tak, wsiadając do „metra” oznaczonego literą „T” pod dworcem głównym dojeżdża się aż pod… skocznię Holmenkollen położoną 417 metrów nad poziomem morza.
Zbigniew Kuczyński
Autor jest dziennikarzem norweskiego dziennika „Verdens Gang”
fot. visitoslo.com