Po piasku, wodzie, bagnach, lodzie i śniegu. Tym pojazdem można poruszać się praktycznie wszędzie. Sprawia ogromną frajdę i spokojnie może konkurować ze sportową motorówką lub skuterem śnieżnym. Poduszkowce są jeszcze mało popularne w Polsce, ale zdobywają coraz większą rzeszę zwolenników.
– To niesamowite uczucie poruszać się tą maszyną. Czujesz się jak na latającym dywanie – zdradza nam Kuba Furmański, członek Polskiego Klubu Poduszkowców, reprezentujący polskich pasjonatów tego sportu w Europie i na świecie.
Poduszkowiec tylko na pierwszy rzut oka wygląda jak zwykła motorówka. Im bardziej mu się przyglądamy, tym więcej zauważamy różnic. Z bliska wygląda trochę jak samochodzik spotykany na torach w wesołym miasteczku. Dla turystów spędzających wakacje nad wodą szokiem mógł być widok pojazdu, który pędzi delikatnie uniesiony nad taflą wody, po czym nagle wpada na brzeg i bez problemu mknie w jego głąb. Chociaż ciężko to zauważyć, poduszkowce latają. Napędzają je ultralekkie silniki lotnicze. Wentylator zasysa powietrze z otoczenia i wtłacza je pod spód pojazdu. Maszyna zaczyna delikatnie unosić się nad powierzchnią, po której się porusza. Z przymrużeniem oka można stwierdzić, że to po prostu latająca motorówka.
Poduszkowce są dostępne w Polsce od 10 lat, ale to wciąż bardzo niszowy sport i forma spędzania wolnego czasu.
– Polski Klub Poduszkowców istnieje od trzech lat. Jego członkami jest ponad trzydzieści osób. Poduszkowce w naszym kraju posiada około 20 osób. Powoli się rozwijamy. Z poduszkowcami jest jak ze skuterami śnieżnymi lub wodnymi. Jeszcze kilka, kilkanaście lat temu te maszyny też nie były specjalnie popularne w naszym kraju – twierdzi Furmański.
Przeszkodą do poruszania się poduszkowcem są z pewnością pieniądze. Każdy marzący o posiadaniu poduszkowca musi liczyć się z wydatkiem około 50 tysięcy złotych netto. Mówimy o nowym sprzęcie, który trzeba sprowadzać z zagranicy. Na początek można postarać się o używany, który będzie sporo tańszy. Aby samodzielnie prowadzić taką maszynę, trzeba uzyskać patent motorowodny i przejść dodatkowe szkolenie na poduszkowcu.
– To dlatego, że zachowuje się zupełnie inaczej niż motorówka. Mamy tu do czynienia z ogromną bezwładnością, z dużymi poślizgami, dlatego kontrola pojazdu jest inna. Trzeba się tego wszystkiego nauczyć. Opanowanie poduszkowca nie zajmuje jednak dużo czasu. A potem frajda jest niesamowita. Poduszkowiec zbiera wszelkie nierówności. Podróż jest bardzo wygodna i przyjemna – opisuje Furmański.
Zanim zdecydujemy się na kupno poduszkowca, najpierw trzeba złapać bakcyla. W Polsce jest mnóstwo miejsc, gdzie można jeździć poduszkowcem. Nie brakuje rzek, plaż, podmokłych terenów, bagien i innych otwartych przestrzeni, na których możemy posadzić poduszkowiec. Najlepiej zgłosić się do Centrum Adrenaliny (www.centrumadrenaliny.pl), gdzie pod okiem doświadczonych instruktorów można spróbować polatać.
– Pilotowanie „poduchy” to silne emocje i niespotykane doznania. Trudno jest zakwalifikować tę maszynę do jednej kategorii. To trochę jak motorówka i samolot. Pokonujemy różne nawierzchnie przy dużych prędkościach. Zastrzyk adrenaliny gwarantowany – twierdzą instruktorzy z Centrum Adrenaliny.
Poduszkowce umożliwiają turystom nową formę zwiedzania Polski. Można wybrać się w miejsca do tej pory niedostępne. Zwiedzić kraj w nowej formie, okraszonej mocnymi wrażeniami.
– Organizowaliśmy wyprawy po Wiśle, Pilicy, Dunajcu. Wisła jest jedną z niewielu tak dużych rzek w Europie, która jest nieuregulowana i w tak dużym stopniu nieodkryta. Nawet w okolicach Warszawy są fragmenty niedostępne dla łodzi, a możliwe do zobaczenia tylko na poduszkowcu. Jest mnóstwo roślinności, ptactwa, pełna dzicz. Możemy poczuć się jak w Amazonii, nie ruszając się daleko od miasta – twierdzi Furmański, który w najbliższym czasie chce zorganizować wyprawy poduszkowcem z Warszawy do Kazimierza i Krakowa.
Poduszkowiec to nie tylko zabawa dla indywidualistów. Większe maszyny, które są dostępne w Polsce, mogą zabrać na pokład nawet dziewięć osób. Mają ogrzewane kabiny – można więc spędzić podróż w komfortowych warunkach.
W odkrywaniu możliwości „poduchy” jesteśmy dobrych kilka lat za innymi krajami Europy. Poduszkowce są niezwykle popularne w Anglii, gdzie znajduje się jedyne muzeum tych maszyn, w miejscowości Lee-on-the-Solent, mające w swojej kolekcji kilkadziesiąt eksponatów – od jednoosobowych, rozwijających zawrotne prędkości rajdówek, po ogromne, kilkusetosobowe poduszkowce transportowe. Na Wyspach pomagają ludziom w codziennym życiu. Na podmokłych terenach wokół Portsmouth są używane do transportu ludzi i towarów. Podobnie jest w Skandynawii, gdzie w trudnych zimowych warunkach w wielu miejscach ciężko poruszać się samochodem. Wtedy niezastąpioną role odgrywają skutery śnieżne, czy właśnie poduszkowce. Do tego w Szwecji, Norwegii i Finlandii jest mnóstwo zamarzniętych jezior, które pozwalają na znaczne skrócenie czasu podróży. Jezioro nie musi być wcale skute grubą warstwą lodu. Nawet gdy jest cieniutka, poduszkowiec spokojnie może latać nad taflą, co byłoby niemożliwe w przypadku ciężkiego samochodu. Nacisk na podłoże jest minimalny, mniejszy niż kaczka unosząca się na wodzie. Tak niewielki, że nie zgniecie nawet jajka.
Á propos zimy… wyprawa na poduszkowcowy kulig jest możliwa także u nas, ale raczej mało atrakcyjna dla zmarzluchów. Potrzebny jest do niej specjalny ocieplany kombinezon, aby nie odczuć na własnej skórze tumanów śniegu, szalejącego wokół rozpędzonej maszyny.
Jeszcze niedawno ogromnym poduszkowcem mogliśmy odbyć wyprawę z Francji do Anglii – przez słynny kanał La Manche. Na trasie Dover–Calais poruszał się ogromny hovercraft, mogący przewieźć ponad trzysta osób i pięćdziesiąt samochodów. Dla porównania, podróż promem przez kanał trwa półtorej godziny, a pociągiem trzydzieści minut. Natomiast poduszkowiec dystans 34 km pokonywał w 20 minut. Najszybciej, ale koszty eksploatacji i ceny biletów sprawiły, że oferta podróży tą formą transportu została wycofana. Teraz giganta możemy oglądać we wspomnianym wcześniej muzeum w hrabstwie Hampshire.
Poduszkowce to nie tylko crusing, czyli rekreacyjna forma używania tych ciekawych maszyn. To także sport. Rajdy dostarczają sporych emocji. W Polsce mamy zaledwie czterech zawodników ścigających się na poduszkowcach. Wyścigowa wersja może rozwinąć prędkość nawet 160 km/h. Do setki rozpędza się w 4,5 s! Kuba Furmański był w zeszłym roku trzeci w kategorii F-50 w zawodach organizowanych na Słowacji.
– W Polsce to zdecydowanie sport niszowy. Ściga się tylko czterech zawodników. Dla porównania, w Anglii jest 250 ludzi uprawiających ten sport. We Francji zarejestrowanych jest 60 zawodników. Cały czas staramy się zainteresować ludzi poduszkowcami. Wiadomo, to na razie dyscyplina mało znana. Niech ludzie najpierw spróbują, a może za kilka lat będzie ścigało się nas znacznie więcej – mówi Kuba Furmański.
Na pewno dobrą formą promocji były zorganizowane w sierpniu w Polsce Mistrzostwa Europy. Nad Zalewem Zegrzyńskim spotkała się europejska elita tego sportu, na czele z wielokrotnym mistrzem Europy i świata, Michele Scanavino z Włoch.
Ale poduszkowce to nie tylko sport i dobra zabawa. Wojsko już dawno odkryło ogromną pomoc tych maszyn w akcjach desantowych. Zalety są oczywiste. Pojazd nie musi zatrzymywać się przed plażą. Może spokojnie na nią wjechać, co zwiększa bezpieczeństwo uczestniczących w akcji. Armia Stanów Zjednoczonych ma dwie dywizje używające gigantycznych poduszkowców do transportu żołnierzy i ciężkiego sprzętu. Największym poduszkowcem na świecie może pochwalić się jednak armia rosyjska. Poduszkowce o niewinnej nazwie Żubr ważą 621 ton. Na pokład mogą zabrać kilkuset żołnierzy i kilka czołgów. Są w pełni uzbrojone. Przytłaczają swoimi rozmiarami. Robią niesamowite wrażenie. Ich ogromne silniki ponoć tak rozpylają wodę, że Żubr jest niewykrywalny dla radarów. Z oddali wygląda jak zwykła chmura…
Nasze wojsko takimi cackami pochwalić się nie może. Jak na razie, znacznie mniejsze poduszkowce trafiły do ratownictwa. Na Mazurach poruszają się pięcioosobowe jednostki, które docierają do trudno dostępnych miejsc. Ratują ludzi z mokradeł, bagien, czy zalewów wodnych zarośniętych wysoką trawą. W ratownictwie, gdzie liczy się szybkość działania na takich terenach, są niezastąpione.
Jeśli ktoś lubi nowe doznania, adrenalinę, prędkość – musi spróbować jazdy poduszkowcem. To zupełnie nowe przeżycie. Mkniesz po wodzie, a za chwilę po plaży, potem znów po wodzie. Nic nie jest w stanie cię zatrzymać. Wiosna, lato, jesień, zima – proszę bardzo! Poduszkowcem pojeździsz, kiedy tylko chcesz. Latanie „poduchą” trudno porównać do czegokolwiek innego. Teraz samemu, za niewielkie pieniądze można przekonać się, czy poduszkowiec to rzeczywiście współczesny latający dywan. To na pewno ciekawy pomysł na spędzenie weekendu lub imprezy integracyjnej.
Tomasz Włodarczyk