Skąd w magazynie traktującym o pięknie i biznesie nostalgia? Ano nostalgia za pięknymi czasy, kiedy byliśmy tu na polskiej ziemi szczęśliwi, zdrowi i młodzi. Samo myślenie też jest rzeczą piękną, gdyż pozwala nam zrobić użytek z szarej substancji mózgowia, nic przy tym nie kosztując. Rozmyślania tutaj zamieszczone będą w konwencji cicer cum caule, w zależności od aktualnej sytuacji i kąta spojrzenia piszącego, z zamiarem spowodowania wyluzowania i refleksji u czytającego.
Ponieważ mamy zimę, wiszące rocznice, nie można nie poddać się refleksjom niejako politycznym, chociaż niepozbawionym wątku religijności, z zastrzeżeniem, że chodzi o religijność szerzej pojętą, obejmującą również naszych świętych Światowidów, Tryglawów i Kupałów. Tematem niniejszych rozważań będzie osoba rządzącego Polską w latach 70. Edwarda Gierka, znana jeszcze dość znacznej liczbie naszego społeczeństwa i ciągle żywa w pamięci. Znamiennym tej pamięci przykładem może być konstatacja pewnego prawicowego polityka, wygłoszona na przedwyborczym wiecu na Śląsku: „Gierek był komunistą-patriotą”. Że był patriotą, nie ma wątpliwości, zaś czy był komunistą, wątpliwości można mieć. Ponoć w czasie któregoś ze spotkań Leonida Breżniewa z generałem Jaruzelskim, Breżniew skarżył się, że gdyby w Polsce liczyć komunistów na palcach jednej ręki, to jeszcze dwa palce zostałyby puste. Te trzy to ponoć Kociołek, Olszowski i Albin Siwak; o Gierku nie wspominał, więc można przyjąć, że komunistą nie był. Skoro nie był komunistą, to kim? Odpowiedź w świetle faktów ciśnie się sama – świętym. Oto wywód dowodowy: piszący niniejsze słowa, jako emerytowany rolnik co miesiąc dostaje emeryturę (śmieszną, ale jednak), a dzięki komu tak jest?? Dzięki Edwardowi Gierkowi właśnie. Za Gierka polski rolnik miał fiata lub ładę, budował dom i mógł jechać do Warszawy, gdzie miał prawo być gościem (za niewielką opłatą) w Domu Chłopa. Uzyskał też ubezpieczenie zdrowotne.
Wystarczyło skrzyknąć dwóch szwagrów, zarejestrować zespół i dostawało się kredyt na 2% rocznie, który po paru latach był umarzany w 25%. Że czegoś brakowało? Na polskiej wsi? Za każdą sprzedaną państwu sztukę zwierza oprócz należności były kwity na paszę, cement, cegłę, wełnę i tym podobne.
Młodzież w szkołach była uczona, oświata była darmowa. Kościoły się budowało, lud zanosił pienia dziękczynne, partyjniacy w niedzielnym czynie drogi uklepywali, aby droga do kościoła zbyt wyboista nie była. Rosły fortuny rolnicze: kurniki, szklarnie, pieczarkarnie, stawy rybne itd. Że nie było hodowli strusi i sushi w gospodzie? A kto dzisiaj zje strusia?
Je się świnie, ale świnia już nie taka – bo unijna. W aspekcie tych rozważań, li tylko rolniczych, należy zapytać: a gdzie pamięć Śląska, „gierkówki” do Warszawy, wyjazdów w Dalekie Kraje (Bułgaria, Węgry, Rumunia, Czechosłowacja).
Wniosek nasuwa się jeden – Edward Gierek był i jest naszym świętym.
Już przed laty prasa doniosła o szykanach, jakie spotkały obywatela wielkopolskiego miasteczka w związku z tym, że w swoim ogródku postawił pomnik Gierkowi. W końcu, wzorem Michała Drzymały, musiał postawić figurę na wozie i co jakiś czas przesuwać, aby nie obrażać litery jakiegoś paragrafu.
Magazyn B&B nie jest raczej skierowany do szerokich rzesz polskich rolników, jednakże wyartykułowanie zasług ich dobroczyńcy świadczyć będzie, że miasto o nich i Wielkim Świętym też pamięta.
Leszek Ogończyk-Mąkowski