„Kto kocha Indie, ten wie, że nie wiadomo dokładnie dlaczego traci się dla nich głowę. Są brudne, biedne, zakażone: czasami złodziejskie i kłamliwe, często cuchnące, zepsute, bezlitosne i obojętne. A jednak jeśli raz się z nimi spotkasz, nie możesz się bez nich obyć” – pisał Tiziano Terzani, włoski reporter, wieloletni korespondent „Der Spiegla”.
– Jeśli ktoś raz poczuje klimat Indii, odda się poczuciu wolności, relaksu i wewnętrznego wyciszenia, wraca odmieniony i za moment pomyśli o kolejnej wyprawie na dłużej – opowiada Joanna Gorczyca Pasrija, podróżniczka i założycielka Asia Dream Trips. – Dla kogoś, kto kocha jogę i medytację, wyjazd do Indii jest jak marzenie – zapewnia.
Corocznie ponad 2,2 mln turystów z całego świata zdaje się to potwierdzać. Kolebka „odwiecznego porządku” i jednocześnie największe państwo demokratyczne na świecie, swoją wielobarwnością i smakami zdaje się zapraszać do wędrówki.
– W Indiach wszystko jest możliwe i jednocześnie nic nie jest pewne. To zupełnie inny świat, inna rzeczywistość, inne zasady, tradycja i kultura, kocham je za różnorodność – mówi Joanna. – Co region, to inny świat, język, świątynie, odmienna kultura i architektura. Trzeba przyjechać minimum 6–7 razy i za każdym razem jest się jakby w innym świecie, to niesamowite.
W Azji, na ulicach milionowych miast, takich jak Bombaj, Delhi, Kalkuta czy Madras, panuje wielki chaos i pośpiech. Wystarczy jednak zejść z najbardziej uczęszczanych dróg, aby pod szalonym wirem prozy codziennego życia zauważyć niezwykłą ciągłość zwyczajów i zachowań mieszkańców tej cywilizacyjnej „studni bez dna”. Kwintesencją „indyjskości” jest wszechobecna religijność Hindusów i szacunek, jakim darzą swoich bogów. Hinduizm, Sanātanadharma, jest źródłem idei dla stylu życia setek milionów ludzi. Najpopularniejsi bogowie hinduskiego panteonu – Śiwa, bóg zniszczenia i Wisznu, bóg podtrzymujący istnienie, plus tysiące pozostałych, w istocie prowadzą do jedności. Wszystkie bóstwa są aspektami jednej Najwyższej Istoty, uniwersalnego ducha, Brahmana, który razem z Śiwą i Wisznu tworzy trimurti, trójcę. Według wierzeń, ludzkość i całe stworzenie stanowi część Brahmana, a kolejne wcielenia służą poznawaniu i udoskonalaniu atmana (duszy) i ostatecznie doprowadzeniu do stanu mokszy, wyzwolenia i zjednoczenia się z Bogiem. Celem życia Hindusa ma być doświadczanie jedności siebie i świata, a Ryszi, pradawni indyjscy mędrcy, usiłowali zrozumieć właściwości i funkcjonowanie umysłu.
W ostatnich latach, dzięki rozwojowi fizyki kwantowej i biologii molekularnej, zachodnia nauka także coraz lepiej zaczyna rozumieć i akceptować uniwersalną filozofię jedności. Zainteresowanym polecam książkę Gregga Bradena „Boska matryca” i „Biologię przekonań” Bruce’a Liptona. Autorzy w jasny sposób opisują jednoczące cały nasz świat pole energii i wyjaśniają, jak współczesne odkrycia nauki zazębiają się z tajemnicami przechowywanymi w starożytnych tradycjach mistycznych.
Sztuka jogi wywodzi się z Indii i liczy ponad 5 tysięcy lat. Zrobiła furorę we wszystkich krajach zachodnich, przybierając kształt gigantycznego, konkurencyjnego przemysłu, rzadko mającego cokolwiek wspólnego ze swoimi korzeniami. W sanskrycie joga oznacza „koncentrować, kontemplacja, zjednoczenie”. Zgodnie z jej naukami żywa istota różni się od martwej posiadaniem prany, uniwersalnej energii życiowej. Jeśli ta swobodnie przepływa przez ciało i umysł, człowiek jest zdrowy i pełen życia. Jeśli nie, jest zmęczony i zaczyna chorować.
Sama praktykuję jogę przeszło 10 lat i widzę, jak dzięki wykonywaniu asan cały czas uczę się obserwować, wzmacniać i relaksować ciało. Z pomocą pranayamy, świadomych ćwiczeń oddechowych, odkrywam jak sterować i wzmacniać pranę, to z kolei sprzyja mojemu umysłowi, czyniąc go uważniejszym i lepiej przygotowanym do medytacji. Obserwuję, niestety, że przeciętny członek klubu fitness, stając się adeptem jogi, zupełnie nie zwraca uwagi na to, czym jest joga. Odbywa się to na zasadzie kolejnego zajęcia w napiętym grafiku dnia. Ćwiczona w pośpiechu, zaraz po lub przed pracą, kompletnie bez przykładania uwagi do sztuki oddychania, za to wykonywana zadaniowo, z bezlitosnym wysiłkiem dla ciała. Taka joga prędzej zaszkodzi, niż pomoże…
Być może, chcąc być joginem, warto powędrować do jej źródeł, nie tylko w przenośni? Jak na całym świecie, tak i w naszym krają są biura podróży, które specjalizują się w organizacji wypraw medytacyjnych połączonych z jogą. Życiową przygodę z praktyką pomogą rozpocząć nam hinduscy profesjonalni nauczyciele. Poczujemy klimat medytacyjny, dźwięk dzwonów niosących pokój, harmonię i zdrowie. Będziemy mieć również okazję, by oczyścić organizm żywiąc się ajurwedyjską kuchnią wegetariańską.
– Moje biuro oferuje trzy kierunki wypraw medytacyjnych połączonych z jogą – opowiada Joanna. – Goa, czyli ocean, plaże i hipisowski klimat dzieci kwiatów. Wspaniałe owoce morza, totalny relaks. Masaże na plaży i ćwiczenia z widokiem na zachód słońca. Dharamsalę, będącą klimatycznym miejscem na północy Indii, w tzw. Małym Tybecie. To siedziba Dalajlamy oraz niezliczona liczba klasztorów, które tworzą doskonały klimat do medytacji, wyciszenia i spokoju. A także położony nad Gangesem Rishikesh, mekka joginów i ludzi oddanych medytacji. Tego klimatu i atmosfery nie znajdziemy w Polsce – to tak, jakby uczyć się tanga w Argentynie czy jeździć na nartach w Alpach… nie ma porównania do szkoły tańca w Polsce czy stoków zakopiańskich.
Jadąc do Indii, bezwzględnie należy przestrzegać pewnych zasad, jak chociażby: nigdy nie pić nieprzegotowanej wody, nie jeść surowych warzyw i unikać potraw odsmażanych w tłuszczu nieznanego pochodzenia. Należy spodziewać się bezwzględnie wszystkiego, również tego, że obok nieznośnych tłumów, ubóstwa, wszędobylskich krów i hord bezdomnych psów, zachowujących się jak panowie jezdni, zobaczymy niezwykłe sanktuaria dzikiej przyrody, kolorowe bazary, obejrzymy cuda architektury i niezwykłe, ociekające złotem pałace maharadżów. Jeśli zechcemy, doświadczymy mocy wyciszenia umysłu i oczyszczenia ciała w ośrodku medycyny ajurwedyjskiej i na pewno spotkamy wielu uśmiechniętych, wewnętrznie pogodnych ludzi. Przebywając w jednym z indyjskich aśramów lub odwiedzając święte miejsca i starożytne świątynie, jak Świątynię Małp w Dżajpurze czy Złotą Świątynię sikhów w Amritsarze, być może weźmiemy dla siebie znacznie więcej, niż byśmy mogli początkowo przypuszczać. Gdyż Indie to miejsce, w które można pojechać w wielu celach, jak i całkiem bez celu… i na nowo odnaleźć własną drogę. Namaste!
Agnieszka Krool
Dziennikarka, stylistka, założycielka firmy Lifesenses (www.lifesenses.pl)