Škoda należy obecnie do czołówki pod względem ilości sprzedawanych w Polsce nowych samochodów. Tuż po przełomie 1989 r. była na podobnej pozycji jak nasza FSO, o której dzisiaj niewiele dobrego można napisać…
W 1859 r. powstał w Pilznie ogromny zakład metalurgiczny. Po 10 latach bliską bankructwa fabrykę przejął jej ostatni dyrektor – Emil Škoda. Młody, prężny inżynier miał lepszy pomysł na biznes niż tylko wytop stali. Zaczął kooperować z przemysłem ciężkim, zaś gros produkcji było przeznaczone dla wojska. Z początkiem XX w. firma zaczęła przejmować inne przedsiębiorstwa, stając się ogromnym konglomeratem. Rozszerzał się asortyment produkcji. Ale dopiero w 1924 r. powstał pierwszy samochód, zresztą na licencji znanej marki Hispano-Suiza. Tym autem jeździł m.in. ówczesny prezydent Czechosłowacji, Tomasz Masaryk.
Ogólnoświatowy kryzys lat 20. XX w. dosięgnął także Škodę. Lekiem na trudny czas była fuzja ze spółką Laurin & Klement. Firma stała się prawdziwym potentatem, zatrudniającym w samej Czechosłowacji ponad 65 tys. osób w kilku fabrykach. Od 1930 r. działała wydzielona z koncernu spółka, która zajmowała się wyłącznie produkcją samochodów. Do wybuchu II wojny światowej miała poczesne miejsce w światowej motoryzacji. Podczas działań wojennych produkcja została oczywiście przestawiona na zaspokojenie popytu ze strony armii; zaś radość z zakończenia walk popsuła byłym właścicielom nacjonalizacja koncernu.
Jak wiemy, w całym bloku wschodnim istniały wówczas inne priorytety, stąd też lata 40. XX w. nie przyniosły ani jednego nowego samochodu osobowego wdrożonego do produkcji. Zamierzenia kończyły się na projektach, a z taśmy schodziły pojazdy dla przemysłu i armii. Jednak nawet w gospodarce socjalistycznej Škoda potrafiła odnosić sukcesy, czego dowodem były modele Octavia z 1959 r. i 1000 MB z 1964 r. W tamtych czasach szczególnym powodzeniem cieszyły się bardzo trudne do zdobycia, niewielkie serie dwudrzwiowych aut sportowych.
Kolejny etap w historii marki został zakończony modelem Favorit, pokazanym pierwszy raz w 1987 r. Niewielu pewnie wie, że nadwozie tego samochodu projektowała jedna ze słynnych włoskich pracowni – Bertone.
W 1991 r. żyliśmy już w innej rzeczywistości, choć gdy spojrzeć na ówczesny polski kapitalizm, wszystko wokół dopiero pączkowało. W dokładnie przeciwnym kierunku zmierzała Fabryka Samochodów Osobowych na warszawskim Żeraniu. W telewizyjnym reportażu na jej temat pokazano opustoszałe hale, po których majestatycznie spacerował kot. Mając na uwadze koszty utrzymania obiektu, nazwano go wówczas żartobliwie najdroższym domem dla kota w Polsce. Niemniej podczas pamiętnej wizyty kanclerza Helmuta Kohla i po spotkaniu z naszym premierem Tadeuszem Mazowieckim, w ciągu jednej nocy z Niemiec przyjechała delegacja Volkswagena z zamiarem przejęcia fabryki. Niestety, ówcześni decydenci postawili wygórowane warunki, czyli po prostu chcieli od niemieckiego koncernu zbyt dużo pieniędzy za, nie czarujmy się, będącą w złym stanie fabrykę. Skutki tego widzimy do dziś, bo na Żeraniu znowu jest pusto (no, może wprowadziły się jakieś koty…), zaś kupiona przez VW Škoda święci triumfy.
Niemcy pokonali Renault, ponieważ to te dwa koncerny stanęły w szranki do ostatecznej licytacji o Škodę. Potem powróciła m.in. nazwa Octavia i jej luksusowa odmiana Laurin & Klement, nawiązująca do początków marki. Kolejne modele i ich ulepszane wersje odnoszą sukcesy i cieszą się powodzeniem nie tylko w całej Europie. Przynależność do Grupy VW, korzystanie z jej technologii oraz doświadczeń przekonują klientów do kupna Škody.
W swojej ofercie Škoda ma m.in. limuzynę Superb. Pewnie niewielu wie, że ta nazwa pierwszy raz pojawiła się już w 1934 r. Po latach, a dokładnie w 2001 r., na wystawie IAA we Frankfurcie zaprezentowano identycznie nazwany model klasy wyższej. Był podobny do Octavii w wersji sedan, odróżniał się od niej przede wszystkim większymi gabarytami. Jednak już druga generacja Superb, która zadebiutowała na Salonie Genewskim w 2008 r., dość znacznie różni się od swojej „mniejszej siostry” Octavii. Wśród atutów wymieniano m.in. współczynnik oporu Cx na poziomie 0,30.
Z wymienionych już wyżej powodów Superb cieszy się dużym powodzeniem wśród tych, którzy nie mogą lub po prostu nie chcą kupować Audi, BMW, Mercedesa czy Volvo. Można by jeszcze wymienić parę marek, ale to głównie dla tych czterech jest dużym konkurentem. Nie chodzi tylko o cenę zakupu i późniejsze koszty utrzymania. Jednym z dużych atutów czeskiej limuzyny jest to, że „nie kłuje w oczy”. Może to dziwne, ale zwłaszcza u nas ma to duże znaczenie. Wciąż bowiem pokutuje myślenie z początku lat 90., gdy do Polski wkraczała duża motoryzacja, że kupując nowy samochód trzeba uważać na złodziei, sąsiadów i urząd skarbowy. Od pewnego czasu doszła do tego jeszcze jedna kategoria – obywatele. Otóż wiele urzędów centralnych, a przede wszystkim terenowych chętnie kupuje dla swoich szefów właśnie Škodę Superb. Powód? Duża, wygodna i dobrze wyposażona limuzyna z listą dodatkowych opcji za dobrą cenę, która nie poruszy lokalnej społeczności.
Ale Škoda Superb to nie tylko znakomite auto służbowe. Ze swoją szeroką paletą silników, począwszy od małego 1,4 TSI mocy 125 KM do potężnego 3,6 FSI z napędem 4×4 i mocą 260 KM, zadowoli każdego. Gdy testowałem kiedyś ten drugi model, widziałem zdziwienie na twarzach innych kierowców, gdy ruszałem z impetem spod świateł. Nie mieli pojęcia, że Škoda może tak szybko wystartować. Znakomity, znany również z Audi silnik, uzupełnia równie dobra skrzynia DSG (skrót od Direct Shift Gearbox) i napęd na cztery koła. Efekt jest naprawdę piorunujący. Podczas niedawnej prezentacji całej gamy modeli Skody (do dyspozycji było ponad 20 samochodów), to właśnie najmocniejsza wersja Superb została niemal natychmiast zarezerwowana na kolejne przejazdy aż do końca dnia.
Samochód spełni również oczekiwania oszczędnych kierowców, którzy pokonują długie trasy, ponieważ do wyboru są jednostki wysokoprężne o pojemności 1,6 (105 KM) i 2 litrów (140 i 170 KM). W zależności od wersji, średnie spalanie na 100 km zawiera się w przedziale od 5 do 6,2 l ON. Natomiast dla ekstremalnie oszczędnych przeznaczona jest cała seria Skody nazwana Green Line – zapewne od niższej emisji CO2, która przecież idzie w parze z mniejszym zużyciem paliwa. W Škodzie Superb tę linię reprezentuje model z silnikiem 1,6 TDI o mocy 105 KM. Producent obiecuje średnie zużycie paliwa w warunkach pozamiejskich zaledwie na poziomie 3,8 l/100 km, zaś w cyklu mieszanym powinno ono wynieść tylko 4,4 l ON/100 km.
Samochód ma bardzo dobre zawieszenie i układ jezdny, które zapewniają zarówno komfort jazdy, jak i bezpieczeństwo. Dobrze znosi nierówną nawierzchnię, ale najlepiej jego walory poznaje się na autostradach i drogach ekspresowych. Z ciekawych rozwiązań warto wymienić pokrywę bagażnika, otwieraną na dwa sposoby: razem z tylną szybą lub tylko samą klapę. Pierwsze jest bardzo przydatne, gdy zamierzamy zapakować większy bagaż.
Model oferuje cztery podstawowe wersje wyposażenia: Comfort, Ambition, Elegance i Platinum. W tej ostatniej, najlepszej wersji, pozostało już naprawdę niewiele do dodania. A cała lista dodatków jest bardzo długa. Limuzyna rodem z Czech nie musi się niczego wstydzić i śmiało konkuruje z innymi markami w swojej kategorii. Wśród „smaczków” są np. dywaniki z podnóżkami do tyłu, bardzo przydatnymi w dłuższej trasie dla pasażerów, oraz schowek na parasol w tylnych drzwiach – pomysł znany z Rolls-Royce’a. Kierowcy zaś powinna przypaść do gustu dobrze leżąca w dłoniach kierownica, znakomita, wyraźna tablica wskaźników Maxi-DOT z dużym prędkościomierzem i obrotomierzem (przydatnym zwłaszcza we wspomnianej wyżej jeździe ekonomicznej), wygodny podłokietnik i atrakcyjna konsola środkowa, która w najlepszej wersji oferuje nawigację (obsługującą również formaty DVD, CD, MP3, SD) z tunerem TV (odbiera naziemne kanały podczas jazdy po Warszawie, choć nie zawsze czysto), a do tego jeszcze twardy dysk pojemności 30 GB. A wszystko na dotykowym wyświetlaczu 6,5” i z opcjonalnym 10-kanałowym wzmacniaczem mocy.
Jako miłośnik motoryzacji i ekonomista z wykształcenia muszę zakończyć ten odcinek Limuzyn dla biznesmena tak: możemy jedynie pozazdrościć i pogratulować południowym sąsiadom. Nowy rozdział w historii Škody, trwający już 20 lat, należy podsumować krótko – sukces. Gdy spojrzeć na nasz przemysł motoryzacyjny, rysuje się niejednoznaczny obraz, bo mamy co prawda Antoninek, Gliwice i Tychy, ale trochę tęsknimy za polskimi samochodami osobowymi, jakiekolwiek by one nie były…
Klaudiusz Madeja
fot. SKODA AUTO a.s.