Góry z węglu…
...czyli skrawki z wakacji w Polsce
Kiedy miałam cztery lata, pojechałam z bratem i rodzicami do Krynicy Górskiej na wczasy.
Dojechaliśmy późno w nocy. Rano prosto z łóżek rzuciliśmy się do okna, brat zawołał z zachwytem: „Patrz, Ewka, jakie góry!”. Spojrzałam w dół, na wybetonowane podwórko przed kotłownią, i odrzekłam z powątpiewaniem: „Eee, Daruś, to są góry z węglu!”
Nigdy nie potrafiłam dostrzec rzeczy oczywistych, za to natura obdarzyła mnie przedziwną umiejętnością dopatrywania się dziur w całym i odprysków w farbie. Oburzały mnie pokreślone na czerwono wypracowania polonistki: „Nie na temat!” Ależ ja pisałam na temat. Tylko na trochę inny.
Kwestionowanie rzeczywistości miałam wżarte w moje społeczne dojrzewanie jak olejna farba w zardzewiałe, okute drzwi przeróżnych zap...